Co mówią regulaminy?
Zacznijmy od oficjalnych wytycznych. Organizator rundy mistrzostw Polski musi przestrzegać regulaminu RSMP, który Polski Związek Motorowy publikuje na początku roku. Ten nie zakłada minimalnej liczby odcinków na całej imprezie. Organizator jest jednak zobowiązany to umieszczenia w swoim harmonogramie minimum trzech różnych oesów, a w przypadku zaplanowania również superoesu czterech prób.
Dodatkowym obostrzeniem dotyczącym liczby prób jest punkt 3.3.1 oraz 3.3.2, które mówią o maksymalnej liczbie przejazdów danej próby. W przypadku rajdów asfaltowych dany oes może być pokonywany trzy razy, a na rajdach szutrowych dwa.
Dodatkowo organizator jest zobowiązany, co 3-5 odcinków zaplanować przegrupowanie zlokalizowane przed parkiem serwisowym. Zaleca się również zaplanowanie takowego przed meta imprezy.
Rajd Nadwiślański znalazł się w gronie rajdów drugiej kategorii, co oznacza, że łączna długość odcinków ma znajdować się w granicach 100-120 kilometrów. Tegoroczna trasa ma mierzyć 113,44 km i została podzielona na sześć oesów, trzy w pętli, co oznacza, że wszystkie wymogi regulaminowe zostały spełnione.
Sytuacja w Polsce
Z całą pewnością należy również spojrzeć na obecnie panującą sytuację w naszym kraju. Co chwilę pojawiające się i znikające obostrzenia nie ułatwiają organizacji, więc zdecydowanie łatwiej jest nie uwzględniać odcinka miejskiego, niż potem tłumaczyć się z jego odwołania. Dodatkowo w dobie oficjalnych rajdów bez kibiców zdecydowanie ułatwia to pracę. Chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie sytuacji, że centrum miasta, w którym odbywa się rajd, byłoby opustoszałe.
Nie można ukrywać również faktu, że w obecnych czasach służby medyczne i policja mogą nie wyrazić zgody na organizację imprezy, ponieważ nie będą w stanie zapewnić odpowiedniego bezpieczeństwa. W takim przypadku zdecydowanie łatwiej jest zabezpieczyć mniejszą liczbę odcinków.
Obecne budżety rund RSMP również nie należą do najwyższych i organizacja trzech, a nie czterech różnych odcinków jest po prostu tańsza.
Wyzwanie dla zawodników?
Sześć odcinków specjalnych może nie robi wrażenia, ale od kilku lat możemy przyzwyczaić się do sprinterskiego charakteru mistrzostw Polski. Jednak podzielenie wymaganej długości trasy na jedynie sześć prób sprawia, że pojawi się pewne dodatkowe wyzwanie taktyczne. Pierwszy odcinek specjalny rajdu będzie mierzył aż 27,04 km. Czy na długiej próbie atakować od początku, czy oszczędzać opony na pozostałą część pętli? Dylematy z pewnością się pojawią. Dodatkowo uszkodzenie koła na takim odcinku, a zwłaszcza w jego pierwszej fazie wymusi na zawodnikach wymianę na próbie, więc trzeba będzie zachować niezwykłą ostrożność, by nie stracić szans na dobry rezultat.
Z drugiej strony tylko sześć odcinków oznacza, że nie ma szans na odrabianie strat. Awaria samochodu na pierwszym odcinku, która pozwala dojechać do serwisu, ale bez możliwości walki o rezultat oznacza, że połowę rajdu mamy na straty. Pozostała część może oznaczać tylko testy.
Mamy problem
Sześć odcinków specjalnych, mimo że z organizacyjnego punktu widzenia wydaje się świetnym pomysłem, może przyczynić się do jednego sporego problemu. Co w sytuacji, gdy jeden z oesów, co gorsza ten najdłuższy zostanie odwołany. Możemy założyć sytuację, że w pobliżu trasy odcinka wydarzy się coś niespodziewanego, co niekoniecznie musi być nawet związane z rajdem. Tracimy wówczas aż dwa przejazdy próby. W przypadku Rajdu Nadwiślańskiego oznaczałoby to, że impreza mierzyłaby 59,36 km!!!
Nawet gdy sytuacja wokół trasy będzie spokojna, ponownie poszkodowani mogą być zawodnicy startujący z dalszymi numerami startowymi. W przypadku wypadku jednej z załóg i wolnego przejazdu ucieka naprawdę dużo kilometrów. Należy mieć tylko nadzieję, że organizatorzy założyli wszystkie możliwe scenariusze i każdy z zawodników przejedzie pełen dystans imprezy.
W dobie oficjalnych rajdów bez kibiców harmonogram nie jest problemem. Jednak, gdyby impreza mogła odbyć się z udziałem fanów, sześć odcinków to trochę mało, by ktoś miał jechać np. z Dolnego Śląska na rajd. Co więcej odległości miedzy pierwszym i trzecim odcinkiem sprawiają, że tak naprawdę kibice mogliby zobaczyć 2-3 odcinki specjalne.
Korsyka też miała mało odcinków
Warto wspomnieć, że również na poziomie mistrzostw świata mieliśmy rajdy z małą liczbą odcinków. Na pierwszy plan wysuwa się Rajd Korsyki, który jak na standardy WRC zdecydowanie odbiegał od reszty. O ile podczas ostatnie edycji (2019) harmonogram miał czternaście odcinków, o tyle rok wcześniej liczył tylko dwanaście, a w 2017 i 2016 roku dziesięć prób.
O tym jak kłopotliwe może być organizowanie małej liczby odcinków pokazał rok 2015. Zaplanowano wówczas jedynie dziewięć odcinków specjalnych, ale przez ulewne deszcze konieczne było odwołanie dwóch mierzących ponad 43 kilometry. Oznaczało to, że zawodnicy przejechali blisko 74% zaplanowanej trasy.
Czy to ma sens?
Biorąc pod uwagę panujące czasy, problemy z budżetami, rajdy bez kibiców, to organizacja sześcioodcinkowego rajdu jak najbardziej ma sens. Konieczne jest jednak również stworzenie planu B, C, a nawet D, gdyby pojawiły się nieoczekiwane okoliczności.