Czescy fani nie mogli lepiej wyobrazić sobie 50 edycji imprezy i przez cały dzień mogli śledzić zażarty bój dwóch swoich załóg. Ostatecznie, co stanowi pewną niespodziankę dzień na fotelach liderów kończą dobrze znani również z polskich oesów Erik Cais i Jindriska Zakova. Załoga Forda Fiesty Rally2 ma jednak zaledwie 2,1 sekundy zapasu. Drugie miejsce zajmuje legenda imprezy: Jan Kopecky, którego pilotuje Jan Hlousek.
Kroku lokalnym załogom próbują dotrzymać Andreas Mikkelsen i Jonas Andersson. Były fabryczny kierowca mistrzostw świata na koniec dnia traci jednak 16,6 sekundy. Za podium sklasyfikowani są Simon Wagner z Geraldem Winterem (+54,6) oraz Filip Mares i Radovan Bucha (+1:02,9). Konto czeskiej załogi okupuje dziesięciosekundowa kara.
Świetnie przez większość dnia spisywali się Mikołaj Marczyk i Szymon Gospodarczyk. Załoga ORLEN Team liczyła się w walce o czwarte miejsce. Niestety na ostatnim oesie ponieśli spore straty i znajdują się na siódmej pozycji. Do poprzedzającego duetu tracą 25,6 sekundy. Na pocieszenie duet ORLEN Team ma drugie miejsce w Michelin Talent Factory.
Mówią po pierwszym etapie
Erik Cais: – Piekło, niebo, kolejka górska? Jest niesamowicie. To najlepszy oes jaki jechałem. Było więcej fajerwerków niż na Nowy Rok. Mieliśmy małe Monte Carlo. Dziękuję wszystkim niesamowitym kibicom za dziś. Brakuje mi słów. Dziękuję też mojemu tacie. Mam nadzieję, że będzie ze mnie dumny.
Jan Kopecky: – Chcę wykorzystać moje doświadczenie w tych warunkach. Trzeba trochę zaryzykować, by uzyskać lepszy czas. Ja nie chcę go podejmować. Dwadzieścia lat temu zrobiłbym to samo. Jutro kolejny dzień i postaramy się wygrać.
Andreas Mikkelsen: – To był dobry dzień. Ostatni oes był naprawdę trudny. Ciężko coś przewidzieć.
Simon Wagner: – To niesamowity oes. Szczerze mówiąc czasami nie byłem zbyt odważny. Dzień był bardzo ciekawy dzień i jestem zadowolony.
Filip Mares: – To był szalony dzień. Myślę, że Pindula była najtrudniejszym oesem jaki kiedykolwiek jechałem. Jednak podobało się nam. Mam nadzieję, że jutro awansujemy.
Mikołaj Marczyk: – Szczerze mówiąc było bardzo ciężko. Jesteśmy tutaj i to jest dobre. To nie był idealny przejazd z mojej strony. Moje oczekiwania są większe. Mamy jeszcze jeden dzień.