Wiadomość o problemach Force India obiegła świat sportów motorowych z końcem poprzedniego miesiąca. Od 27 lipca stajnia, której założycielem i głównym udziałowcem był Vijay Mallya miała nad sobą zarząd komisaryczny.
Wniosek w tej sprawie złożyli przedstawiciele Sergio Pereza, gdyż zespół był winny ok. 4 mln dolarów jednemu ze sponsorów Meksykanina. Perez bardzo długo wahał się w tej sprawie, ale otrzymał pełne wsparcie Mercedesa i firmy BWT, którym ekipa z Silverstone również zalega pieniądze.
Teraz, po przejęciu zespołu przez Lawrenca Strolla oraz jego zaufanych partnerów biznesowych możemy spodziewać się małego trzęsienia ziemi w świecie F1.
Jakie są możliwe opcje?
Wystarczy zobrazować sobie ewentualne roszady. Daniel Ricciardo będzie od przyszłego sezonu partnerem Nico Hulkenberga w Renault. Spekuluje się, że w odwrotnym kierunku miałby iść Carlos Sainz, który dołączyć miałby do zespołu Red Bulla. Problem w tym, że „Byki” niekoniecznie są zainteresowane takim wariantem, a przyszłość Hiszpana w F1 stoi pod dużym znakiem zapytania.
Przejęcie Force India przez Lawrenca Strolla w zasadzie wyklucza możliwość przyszłorocznych startów jego syna w Williamsie. W tym sezonie zespół z Silverstone skonstruował dużo lepszy bolid od ekipy Franka Williamsa i przy budżecie gwarantowanym przez biznesmenów z Kanady wszystko wskazuje na to, że Force India w 2019 roku również będzie dysponować konkurencyjnym samochodem. Miejsce dla Lance’a miałby zwolnić Sergio Perez – główny reżyser afery, której finałem było wprowadzenie zarządu komisarycznego do zespołu. Taka zmiana wydaje się naturalna i praktycznie pewna.
Dalej nie znamy przyszłości Kimiego Raikkonena w Ferrari. Iceman robi wszystko, aby pozostać w ekipie z Maranello, ale alternatywą za Fina jest Charles Leclerc – wychowanek Scuderii i robiący błyskawiczne postępy młody kierowca z Monako (aktualnie Sauber).
Na końcu tej układanki dochodzimy w końcu do tego, co interesuje nas najbardziej. Przejście Strolla do zespołu Force India jest niemal pewne. Ojciec zawodnika nie po to inwestuje setki milionów dolarów w skali roku, aby jego syn ciągnął się w ogonie stawki w bolidzie, który w istocie nie powinien wyjechać w tym sezonie na tor. Umówmy się – Stroll junior wybitnym kierowcą nie jest, ale tutaj chodzi o coś innego – ojcowskie ambicje względem syna. Przesiadka Lance’a do mocniejszego bolidu nie jest gwarantem tego, że Lance z dnia na dzień zacznie regularnie punktować i bić się o najwyższe lokaty. Ale spróbować zawsze można, bo jeśli nie teraz – to kiedy? Za wyjątkiem ojcowskiego teamu nikt inny go nie przygarnie. Fotel w Force India to ostatnia deska ratunku dla młodego Strolla w F1.
Cały ten galimatias ma jednak sens. Chaos, którego jesteśmy właśnie świadkami otwiera kilka furtek Robertowi Kubicy. Polak jest kierowcą wybitnym i tak naprawdę nie wiemy jakie są jego ograniczenia (o ile takowe w ogóle istnieją). Kubica podczas każdego wyjazdu na tor bolidem FW41 podczas sesji testowych i treningowych otwiera oczy niedowiarkom i skupia na sobie uwagę całego świata F1. Czasy ustanawiane przez naszego kierowcę w arcy-słabym bolidzie przeczą logice do tego stopnia, że Paddy Lowe – dyrektor techniczny Williamsa na konferencjach prasowych pytany o to, dlaczego kierowca rozwojowy zespołu regularnie objeżdża kierowców etatowych, nabiera wody w usta. Inną sprawą jest potencjał marketingowy Roberta Kubicy – tak gigantyczny, że chyba nikogo nie trzeba o nim przekonywać.
Sam Kubica powiedział ostatnio, że prowadzi rozmowy odnośnie swojej przyszłości nie tylko z Williamsem, ale również z kilkoma innymi zespołami. Nie chcę zapeszać, ale przy tak ogromnym przetasowaniu, które śledzimy od kilku dni, powrót krakowianina do królowej sportów motorowych jest coraz bardziej realny. Bardziej realny niż kiedykolwiek wcześniej.