Myślisz samochód elektryczny, mówisz? Uciążliwe ładowanie, wysoka cena i dźwięk przypominający odkurzacz. I rzeczywiście – coś w tym jest. Co do ładowania, problem na ten moment jest nie do rozwiązania. Nie chodzi tutaj nawet o ładowanie jako proces sam w sobie, bo to jest nieuniknione, to leży w naturze elektryków. Ale chodzi o to, że ładowanie jest długie i coraz bardziej kosztowne. I pewnie ta cena nawet nie jest takim problemem, jak to, że na naładowanie baterii trzeba bardzo długo czekać. Nieporównywalnie dłużej, niż np. na zatankowanie auta.
Ceny też są absolutnie kosmiczne. W przeszłości przytaczałem tutaj naście przykładów, które potwierdzały, że samochody elektryczne są po prostu za drogie. Porównując dokładnie ten sam model, w tej samej opcji wyposażenia, różnica sięgała nawet 50 tysięcy złotych. Dokładnie ten sam samochód po prostu był droższy o 50 tysięcy złotych dlatego, że miał silnik elektryczny. Długotrwałe, uciążliwe ładowanie i abstrakcyjna cena. To już są dwie wady nie do przeskoczenia dla większości osób.
Nigdy nie parkuj w takim miejscu. To działa nawet w takiej sytuacji – zabiorą twój samochód…
A co z brzmieniem? To brzmienie być może nie jest już elementem, który decyduje o tym, czy ktoś takie auto kupi, czy nie. W tym zakresie zadziałają te pierwsze dwie opisane przeze mnie wady. Ale dźwięk koniec końców zawsze będzie wpływał na odbiór samochodu. Po samym dźwięku ktoś może powiedzieć – chcę to auto! Albo może też powiedzieć – nie! Za nic nie kupię tego auta. Dźwięk wpływa na otoczenie i w tym przypadku sprawia, że nikt tych aut nie traktuje poważnie. To dalej dla większości są „samochodziki na baterie”.
A przecież nie musi tak być…
No bo nie musi tak być. Słyszałem, że ten organiczny dźwięk samochodu elektrycznego dla garstki osób jest „sexy”. Widziałem takie teorie, że ten dźwięk odkurzacza to „piękne brzmienie”. Natomiast dla ogółu jest to coś nie do zniesienia. A przecież stosunkowo łatwo jest to „naprawić”. Przecież w nowszych autach stosuje się już głośniki poprawiające brzmienie auta. Piszę tutaj o autach spalinowych! Więc dlaczego z takich głośników nie skorzystać w autach elektrycznych? Przecież ich odbiór byłby zupełnie inny.
Nigdy nie parkuj w takim miejscu. To działa nawet w takiej sytuacji – zabiorą twój samochód…
O tym, aby „komputerowo” ożywić jakoś dźwięk elektryków pisałem od dawna. Natomiast teraz kolejni producenci powoli chwalą się swoimi pracami w tym zakresie. Ostatnio pokazano prototyp Dodge’a Chargera SRT. Odmiana elektryczna otrzymała specjalny układ wydechowy, wyposażony m.in. w puszki rezonansowe. Samochód „da głos” stosunkowo do tego, jak mocno wciśniesz pedał gazu. Głośniki emitują dźwięk silnika V8 Hemi, a jego poziom głośności można zmieniać z komputera w kabinie.
OK – być może nie brzmi to jeszcze do końca tak, jak powinno. To nie będzie dźwięk, który będzie się niósł kilka ulic dalej niczym muzyka dla uszu. Ale moim zdaniem jest to krok w dobrą stronę. Przede wszystkim jest to krok w stronę bezpieczeństwa, bo cichy samochód nie wydający żadnego dźwięku, to wróg pieszego. Jak zaznaczyłem przed momentem – pewnie nie jest to jeszcze idealne. Nie brzmi to jeszcze tak, jak powinno. Ale to na pewno krok w dobrą stronę, krok w kierunku poprawy sytuacji.
Chociaż… czasami najlepsze głośniki w niczym nie pomogą. Po prostu.