Czy zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach paliw coś by zmienił? Osobiście uważam, że nie. Zastanówcie się kiedy ostatnio kupowaliście alkohol na stacji. W moim przypadku jest to zdecydowanie rzadkość. Kupuję go tam chyba jedynie przy dwóch okazjach – w niedzielę, kiedy sklepy są zamknięte, albo po prostu kiedy jestem w trasie i akurat tankuję, więc biorę sobie np. piwo do domu, na potem.
Czy alkohol na sklepowych półkach kiedykolwiek mnie kusił? No nie – na pewno nie. Umówmy się, jeśli masz poukładane w głowie, to ten alkohol tam nic nie zmieni. To nie jest tak, że nigdy nie jeździłeś pod wpływem alkoholu, ale nagle wchodzisz na stację paliw i doznajesz jakiegoś cholernego wstrząsu. I myślisz sobie o nie, nie oprę się. Muszę kupić ten alkohol i wypiję go w samochodzie! No nie, to tak nie działa.
Idąc dalej – jeśli komukolwiek przyszłoby do głowy wyeliminować alkohol ze stacji paliw, to musiałby zamknąć też wszystkie sklepy. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, sklepy zazwyczaj znajdują się przy drogach. Na zakupy też jedziesz samochodem. Wracasz z pracy i stajesz w sklepie. Nie oszukujmy się, w 95% robisz zakupy w taki sposób, że do sklepu jedziesz właśnie samochodem.
Tam nie kusi?
I co, w tym przypadku to już by niby nie działało? Na stacji alkohol cię skusi, ale w sklepie nie? Zwyczajnie nie rozumiem, jaka tu jest różnica. Dlaczego ktokolwiek miałby się przyczepić do alkoholu na stacjach i zarazem nie przyczepiać się do alkoholu we wszystkich innych sklepach? Zrezygnujmy też z hot dogów i bułek. Zrezygnujmy z coli, 7daysów itd. No przecież to może nas kusić, a jest niezdrowe. Wszyscy od tego utyjemy. Czy coś takiego…
Popatrzmy na sprawę z drugiej strony. W jakich sytuacjach człowiek może się zdecydować na jazdę po pijaku? No nie wiem – wydaje mi się, że jedną z opcji jest picie na imprezie, np. jakichś urodzinach. Jesteś na imprezie, pijesz… wtedy wpada ci do głowy głupi pomysł. Nie wiem co jeszcze można wymyślić, bo rozmawiamy tu o sytuacji absolutnie patologicznej. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której trzeźwa osoba jedzie na stację paliw, kupuje alkohol i pije go w aucie.
Z drugiej strony jestem sobie bardzo łatwo w stanie wyobrazić, że ktoś naprawdę chce jechać po pijaku i znajdzie ten alkohol gdzie indziej. No bo wiecie – co to za różnica? Jeśli nie znajdzie tego, czego szukał na stacji paliw, to pójdzie do sklepu. Sklepu, który przy dobrych wiatrach będzie 200 metrów dalej. Nie kupił na stacji, kupi w sklepie i efekt finalny będzie dokładnie taki sam.
Nie widzę różnicy…
Polacy są podzieleni. W jakichś badaniach przedstawionych na portalu „Interia” wyszło, że 49% Polaków mogłoby poprzeć taki pomysł. W ankiecie przeprowadzonej na samej stronie po oddaniu ponad 1700 głosów jest praktycznie po równo – 49 do 47%. Pojawia się jedno, zasadnicze pytanie – po co to robić? Co to zmieni? Moim zdaniem odpowiedź jest tutaj prosta – nie zmieni to absolutnie niczego. Oprócz tego, że wracając z trasy oprócz tankowania będę musiał się też zatrzymać jeszcze w sklepie, chcąc sobie kupić piwko do domu.
Do gry wchodzi tu stare przysłowie – dla chcącego nic trudnego. Kiedyś czytałem książkę Air Babylon (nawiasem mówiąc polecam). Oto jeden z fragmentów, który najbardziej utkwił mi w głowie: – Nie mieliśmy kolejnych zamachów lotniczych tylko dlatego, że terroryści zdecydowali się nie atakować. To jedyny powód. W tej pracy zdajesz sobie sprawę jak bardzo jesteśmy nieprzygotowani na cokolwiek i jak łatwo mają terroryści – mówił współautor. Jest anonimowy, natomiast w przeszłości był managerem linii lotniczej i zdecydował się na rozmowę pod warunkiem, że imiona, nazwy itd. będą zmienione.
Wiecie do czego zmierzam – jeśli ktoś chce coś zrobić, to to zrobi. Zamknięcie sklepów też by nic nie dało. Hurtowni też nie. I mówi nam o tym historia – na przykładzie chociażby amerykańskiej prohibicji. Tam w latach 1919-1933 panował zakaz sprzedaży, produkcji oraz transportu alkoholu na terenie całego kraju. Czy to sprawiło, że ludzie nie pili alkoholu? No nie – zmieniło to wyłącznie to, że ludzie albo sami sobie robili ten alkohol, albo po prostu kupowali od tych, którzy robili.
A zatem od sklepów, przez linie lotnicze, do amerykańskiej prohibicji – wniosek jest taki, że niczego to nie zmieni. Przynajmniej moim skromnym zdaniem…