Na taki – co tu dużo mówić – kontrowersyjny pomysł wpadli Niemcy. Nasz zachodni sąsiad od dłuższego czasu walczy z nadmiernym hałasem na swoich ulicach. Według niemieckich ekspertów nadmierny hasał generują przede wszystkim motocykle. Pojawił się pomysł ogólny o tym, aby obniżyć dopuszczalną głośność we wszystkich pojazdach spalinowych. Ale są też pomysły uderzające bezpośrednio w motocykle.
Stosunkowo łagodny pomysł mówi o tym, że motocykle będzie obowiązywała norma głośności na poziomie 80 dB. Niemcy podkreślają – jeśli podczas twojej przejażdżki na motocyklu policja stwierdzi, że maszyna przekracza dopuszczalną głośność, masz problem. Wtedy służby będą miały narzędzia ku temu, aby motocykl skonfiskować!
Całkowity zakaz jazdy motocyklem?
Jeśli ten pomysł wydaje się jeszcze do zaakceptowania, to już kolejne idee Rady Federalnej z całą pewnością nie spodobają się fanom jednośladów. Niemcy rozważają całkowity zakaz poruszania się na motocyklu w konkretne dni. Chodzi tutaj (na razie) o dni świąteczne oraz niedziele. Według naszych zachodnich sąsiadów ma to sprawić, że obywatele będą mogli spokojnie, w ciszy odpoczywać w dni wolne.
Pomysł wyjęty z rzeczywistości? Na pierwszy rzut oka mogłoby się tak wydawać, natomiast zyskuje on poparcie kolejnych „autorytetów”. Za zakazem opowiedział się m.in. Winfried Hermann, który jest ministrem transportu w regionie Badenia-Wirtembergia. Wszystko wskazuje zatem na to, że pomysł nie zostanie tak szybko obalony. Oczywiście w tym samym czasie krytycznie na temat pomysłu wypowiadają się sami właściciele motocykli.
Czy takie zakazy maja sens?
Czy pomysł ma sens? No cóż, skoro Niemcy chcą spokojnie wypoczywać, nie można im tego prawa odbierać. Norma 80 dB ma jeszcze jakiś mały sens. Ten pomysł ma uderzyć w osoby modyfikujące wydechy w swoich motocyklach. Natomiast nie oszukujmy się, nawet fabryczne wydechy nie zawsze „operują” na wartościach poniżej 80 dB. A zatem nawet jeśli ktoś nie modyfikował swojego motocykla i tak może mieć problem. Ale OK – jest w tym jakiś sens.
Sensu natomiast niestety nie widać w pomyśle całkowitego zakazu poruszania się w niedziele i święta. Zacznijmy od tego, że wielu obywateli ma przecież swoje maszyny wyłącznie na takie dni! Przecież oni je odnawiają, przygotowują do sezonu, czyszczą i dbają z myślą o niedzielnej, czy też świątecznej przejażdżce przy pięknie świecącym słońcu.
A może chodzi o coś innego?
A może należy się doszukiwać w tym drugiego dna? Być może ktoś wyjątkowo mocno lobbuje za tymi zakazami, ograniczeniami? A kto? Te same osoby, które za wszelką cenę lobbują za samochodami elektrycznymi i wszystkim co jest (niestety często wyłącznie pseudo) ekologiczne. Od czego zaczęło się zmuszanie ludzi do samochodów elektrycznych i przekonywanie jakie są dobre? Od zakazów – np. poruszania się autami spalinowymi po miastach. A od czego może rozpocząć się brutalne lobbowanie za motocyklami elektrycznymi? Chociażby od nierealnych do spełnienia norm dźwięku, czy zakazu jazdy w takie dni, na które motocykliści wyłącznie czekają.
Bo przecież w tym wszystkim chodzi o rzekomy hałas, o przekraczanie norm dźwięku. Ha – mamy zatem złoty środek – motocykl elektryczny. Nagle wszystko będzie OK! Przypadek? Być może, ale konkretne osoby stoją za konkretnymi propozycjami i jeśli politycy mówią, że chcą zrobić coś dobrego dla społeczeństwa, to znaczy, że mają w tym jakiś interes. Bo skoro większość obywateli jest pomysłom przeciwna, a oni za wszelką cenę je przepychają, to jaki w tym interes społeczeństwa?
Motocykl elektryczny?
A jak wygląda rynek motocykli elektrycznych? Ciągle się rozwija. Powiedzmy na przykład, że elektryka w swojej ofercie ma m.in. legendarny Harley-Davidson. Przykładowo „Livewire” dostępny jest od 146 tysięcy złotych. Ale motocykl elektryczny da się kupić już za 20 tysięcy złotych. Dla stosunkowo bogatego narodu, jakim są Niemcy, takie kwoty nie powinny być problemem. Jeśli do wprowadzenia takich przepisów rzeczywiście dojdzie.
Kiedy Polska otworzy granice? Niektóre już za kilka dni? Minister zabrał głos i podał możliwości