Lewis Hamilton – ikona wyścigów samochodowych. Jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy w historii. Zawodnik, na którego w F1 patrzy się z przyjemnością. Z drugiej strony człowiek, który swoją aktywnością w mediach społecznościowych i wieloma wypowiedziami przekreśla wszystko. Pod pewnym względem nie da się go uwielbiać. Nie da się ciągle przymykać na wszystko oka i udawać, że jest OK.
Tym razem Brytyjczyk przyznał, że jego pies jest na diecie wegetariańskiej. Dlaczego? Żeby ratować środowisko. Czym Roscoe zasłużył sobie na taki los? Ciężko powiedzieć. Zacznijmy od tego, że taka dieta niesie wątpliwe korzyści dla zwierząt. Eksperci od razu stwierdzili, że w przypadku psów, czy kotów, nie jest to korzystne i może powodować problemy ze zdrowiem pupili. Ale tu już nawet nie chodzi o to.
Chodzi o to, jakim hipokrytą jest Hamilton. I nawet nie będziemy tu mówić o tym, że startuje w Formule 1 i jakie motorsport niesie za sobą zanieczyszczenia środowiska. Zostawmy to na moment. Ale obrońca planety i środowiska zamieszczający zdjęcie psa jedzącego brokuły, jednocześnie robi to zdjęcie na pokładzie prywatnego odrzutowca…
Nie tędy droga, pani Hamilton
No nie – to już nie za bardzo współgra. Jeden z kibiców napisał nawet, że gdyby każdy zostawiał taki ślad węglowy, to ta planeta przestałaby istnieć. Jego wypowiedź cytuje „WP”. Formuła 1, prywatny odrzutowiec – no tak, to na pewno nam pomoże. To na pewno sprawi, że uratujemy ten świat. A to przecież nie wszystko.
Tu nie kończy się hipokryzja. Kilka dni temu Brytyjczyk został zauważony na ulicach Monako w swoim… Pagani Zonda 760 LH. Spalinowy potwór z silnikiem V12 o pojemności 7,3 litra. No tak, tak… to rzeczywiście bardzo ekologiczne. Widzimy, że to człowiek słowny i poważny – przecież mówił wielokrotnie, że będzie już jeździł wyłącznie samochodami elektrycznymi, aby ratować planetę. Bardzo mu to wychodzi.