Koronawirus sam w sobie i jego istnienie nie podlega wątpliwości. Jedni twierdzą, że to wirus taki jak wszystkie inne atakujące nas co roku na wiosnę, czy jesień, według drugich to coś wyjątkowego. Jedno jest oczywiste – media zrobiły wokół tego wirusa szum i zamieszanie, jakiego do tej pory nie obserwowaliśmy.
Pełno jest w całej tej sprawie absurdów. Totalnych, obrzydliwych absurdów i kłamstw. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że politycy kłamią, ale czy przy okazji koronawirusa nie mamy do czynienia z lekką przesadą? Weźmy za przykład maseczki. Przypominamy, obecnie (jeszcze) trzeba nosić maseczkę nawet w samochodzie, kiedy podróżujemy z osobą z którą nie mieszkamy. Ale… od początku.
26 lutego Łukasz Szumowski, minister zdrowia, powiedział wprost – maseczki w niczym nie pomagają. Wręcz z uśmiechem na ustach twierdził, że wystarczy mycie, dezynfekcja rąk. 5 kwietnia ten sam polityk powiedział już wprost, że idziemy w kierunku obowiązkowych maseczek. 16 kwietnia Szumowski podkreślił, że maseczki będziemy nosić do czasu, aż wynaleziona zostanie szczepionka. Wreszcie, 25 maja zapowiedziano koniec obowiązku noszenia maseczek. Oczywiście żadnej szczepionki na horyzoncie nie ma, nie ma też żadnego spadku zachorowań.
A teraz analiza. Maseczki nosimy od 16 kwietnia. Patrzymy dwa tygodnie wstecz. Od 2 do 15 kwietnia średnio koronawirusem zarażało się 359 osób dziennie – łącznie w tym okresie 5028. A po wprowadzeniu maseczek? Od 16 do 29 kwietnia w przeciągu 2 tygodni zaraziło się kolejnych 4995 osób, czyli średnio 356 dziennie. No tak, ale maseczki przecież musiały zacząć działać. Nie od razu. A kolejne 2 tygodnie? Jak było od 30 kwietnia do 13 maja? 4627 zarażonych, średnio 330 osób dziennie, w tym dzień z najwyższą liczbą zarażeń – 556 osób 12 maja. I nie, dalej też nic się nie zmienia – 471 osób 20 maja, 472 osoby 22 maja… i tak dalej.
Jak widzimy, w całym tym okresie kompletnie nic się nie zmienia. Nadal zaraża się tyle samo osób. W międzyczasie nie nosiliśmy maseczki, później nosiliśmy, teraz znów nie będziemy, mieliśmy zakaz przemieszczania się, teraz nie mamy, policja karała za mycie samochodu, jazdę bez celu, za spacery, za wymianę opon, zamykano parki, później otwierano, za jedno policja już nie karała, za drugie dalej. Później otworzono restauracje na wynos, ale dalej pozamykane były hotele, później otworzyli hotele, ale pozamykali siłownie itd. To bajka bez końca… która – jak wyraźnie wykazaliśmy wyżej – nie ma żadnego wpływu na liczbę zarażeń.
Policja kolejny raz przechodzi sama siebie. Uwaga! Mandaty za tankowanie samochodu na stacji
Rządzący raz coś wymyślają, później się rozmyślają… raz coś jest konieczne, później już nie. 21 kwietnia, kiedy był już zakaz absolutnie wszystkiego, oprócz oddychania, mieliśmy 263 nowych zarażonych. 29 kwietnia, kiedy wszystkie zakazy miały już czas na działanie, były 422 nowe przypadki. A wczoraj, 25 maja, kiedy teoretycznie wszystko już wolno, mieliśmy 341 nowych zarażonych. Czy jest w tym jakaś logika? Nie ma żadnej… Żadne obostrzenia, ani zakazy nie odgrywają w tym żadnej roli.
Może więc czas wrócić do normy i do pracy? Może czas, aby wreszcie ściągnąć maskę z twarzy polskiej gospodarce? Setki ludzi tracą pracę, tracą dochody i nie wiedzą z czego żyć. Upadają kolejne firmy, ludzie są uwięzieni na smyczy. Politycy w całym tym okresie zdążyli 150 razy zmienić zdanie i podejmowali decyzje, które kompletnie niczego nie zmieniły. Może czas otworzyć wszystkie zakłady, granice, dać ludziom żyć, pracować i zarabiać?