Siedmiu zawodników w walce o tytuł w F1. Matematycznie…
Trwa druga przerwa wakacyjna w F1. Warto w tym momencie gruntownie przeanalizować sytuację w tabeli mistrzostw świata. Przewaga Maxa Verstappena nad Lando Norrisem wynosi aktualnie 52 punkty. To oczywiście bardzo dużo. Natomiast trzeba też podkreślić, że do zdobycia wciąż pozostało aż 156 punktów w wyścigach głównych oraz 24 punkty w sprintach. Na „stole” wciąż leży zatem aż 180 punktów, co sprawia, że matematyczne szanse na tytuł ma jeszcze nawet 7. w klasyfikacji Formuły 1 George Russell. Ciekawostka jest taka, że pierwszym z tych, którzy już definitywnie odpadli z walki o mistrzostwo, jest… Sergio Perez. To pokazuje skalę katastrofalnego sezonu Meksykanina.
Do końca sezonu pozostało sześć wyścigów głównych oraz trzy sprinty. Jeśli we wszystkich tych 9 wyścigach Lando Norris wygrywałby zdobywając też punkt za najlepsze okrążenie, a Max Verstappen byłby drugi, Brytyjczyk odrobiłby… 51 punktów. A to sprawia, że w tym momencie tak naprawdę nic już nie zależy od kierowcy McLarena. Może wykazać się absolutną perfekcją do końca sezonu i tak czy inaczej nie wywalczy tytułu. To pokazuje też jak ważny był punkt za najszybsze okrążenie zdobyty przed Daniela Ricciardo w trakcie Grand Prix Singapuru…
Ricciardo zapewnił Verstappenowi względne bezpieczeństwo?
Gdyby Ricciardo nie odebrał tego punktu Norrisowi, przewaga Verstappena wynosiłaby aktualnie 51 punktów. Zatem Brytyjczyk wygrywając wszystko do końca sezonu, zakładając, że Max zawsze jest drugi, zrównałby się z nim punktami. Jednak wtedy to Norris miałby więcej zwycięstw na przestrzeni sezonu i to on zostałby mistrzem. Ricciardo wykonał tutaj bardzo ważną pracę z punktu widzenia strategii dla Red Bulla. Oczywiście powinniśmy w całej tej dyskusji zacząć od tego, że Australijczyk nigdy nie powinien dostać takiego polecenia i fakt, że Red Bull wykorzystuje do swoich celów swój drugi zespół jest absolutnie skandaliczny. Dlatego taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca.
Kwestia dwóch zespołów należących do Red Bulla od lat budzi kontrowersje, natomiast zostawmy to. Nie ma to w tym momencie najmniejszego znaczenia, bo powyższe rozważania są wyłącznie teoretycznie. Nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy w to, że Lando Norris wygra wszystkie wyścigi do końca sezonu. Jeszcze mniej prawdopodobne jest dla mnie to, że Max Verstappen za każdym razem będzie drugi. Red Bull ma koszmarne problemy i często jest czwartą siłą w stawce. W Singapurze Holendrowi się udało, bo Ferrari i Oscar Piastri zepsuli kwalifikacje. Gdyby nie to „zaćmienie”, Verstappen w Singapurze mógłby liczyć co najwyżej na 5. miejsce. O ile w ogóle byłby w stanie uporać się z Mercedesami. Więc nie – ten wyścig o tytuł na pewno nie będzie tak wyglądał.
Potencjalne scenariusze?
Fascynujące w obecnej erze F1 jest to, że przed każdym weekendem mamy wielką zagwozdkę. Kto wygra, kto będzie mocny, kto będzie miał problemy, czy Ferrari będzie szybsze od McLarena, czy może przebudzi się Mercedes, a może Red Bull znajdzie idealne ustawienia? Przewidywanie czegokolwiek w tym sezonie nie ma sensu. Wystarczą zepsute kwalifikacje i najszybszy zespół nie wprowadzi żadnego bolidu nawet na podium. Z drugiej strony – no właśnie – wystarczą czyjeś zepsute kwalifikacje i nawet czwarta siła w stawce może trafić na podium. Zbyt wiele jest tutaj zmiennych.
Począwszy od Grand Prix Austrii Max Verstappen nie wygrał żadnego z kolejnych ośmiu wyścigów. Natomiast w omawianym okresie Lando Norris odrobił do niego zaledwie 21 punktów, co daje średnią 2,6 punktu na grand prix. Nieco bardziej miarodajny może być okres po pierwszej przerwie wakacyjnej, kiedy dominacja McLarena przybrała na sile. W tym czasie „Papaya” wygrała trzy wyścigi z czterech rozegranych. Tylko na Monzy w niesamowitych okolicznościach zwycięstwo wyszarpał im Charles Leclerc.
Przewaga lidera F1 rośnie?
Można zatem stwierdzić, że im dalej w las, tym McLaren czuje się coraz pewniej. W czterech wyścigach po przerwie wakacyjnej Lando Norris odrobił do Maxa 26 punktów. Daje to średnią na poziomie 6,5 punktu na wyścig. I to również jest za mało, aby dogonić Holendra przed końcem sezonu. Nie wolno w tym wszystkim zapominać o różnego rodzaju sytuacjach, które nie powinny mieć miejsca. Chodzi tutaj chociażby o zachowanie zespołu i Oscara Piastriego względem Norrisa. Brytyjczyk w pewnym sensie był pozostawiony sam sobie, a zespół zamiast pomagać, często utrudniał mu zadanie. Wystarczyło kilka innych decyzji strategicznych i strata Lando do Maxa mogła być w tym momencie zdecydowanie mniejsza. Przynajmniej o kilkanaście punktów.
Nie można też zapominać o tym, jak Norris został skrzywdzony przez sędziów w trakcie kwalifikacji do Grand Prix Azerbejdżanu. Cała stawka przejechała swoje okrążenie w Q1 normalnie, ale… uznaniowość jednego z sędziów zadecydowała o tym, aby żółtą flagę wywiesić właśnie Norrisowi. Różnego rodzaju sytuacje, zbiegi okoliczności, utrudniają w tę pogoń liderowi McLarena. Oczywiście – nie wszystko jest jeszcze stracone. Z drugiej strony, mistrzostwo Lando Norrisa w tym roku wydaje się jednak raczej mało prawdopodobne.
Zabraknie czasu?
Przewaga tempa McLarena jest niezaprzeczalna. To, że szybsze od Red Bulla jest też Ferrari, to również fakt. Na poszczególnych torach lepszy pakiet ma też Mercedes. Gdyby świat był taki prosty, to Norris wygrywałby każdy wyścig do końca sezonu w dublecie z drugim Piastrim, który w myśl zespołowej współpracy i strategii przepuszczałby swojego kolegę, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Automatycznie Max Verstappen mógłby liczyć na okolice miejsc 5-7 i mógłby zapomnieć o obronie tytułu. Natomiast świat nie jest prosty, a Formuła 1 – tym bardziej ta aktualna – jest wręcz jednym z najbardziej skomplikowanych sportów na świecie.
Jeśli Norris ma realnie walczyć o mistrzostwo, nie może popełnić już żadnego błędu do końca sezonu. McLaren musi grać strategicznie, a Piastri musi wiedzieć, że kiedy zajdzie taka potrzeba, musi przepuścić swojego kolegę. Jednocześnie McLaren musi liczyć na to, że kierowcy Ferrari i Mercedesa pomogą i będą prezentowali się na swoim najwyższym poziomie. Na sam koniec potrzebna będzie też… odrobina szczęścia. W tym momencie nie ośmielę się wskazać na to, kto będzie mistrzem świata. Zbyt wiele zmiennych może sprawić, że takim przewidywaniem zrobię z siebie głupca.
Zdjęcie wyróżniające: Sam Bagnall / LAT Images / Pirelli F1 Press Area