Niedawno przeprowadzono testy. Wzięto pod uwagę samochody z systemem jazdy autonomicznej na poziomie 2. Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że takie auto ma aktywny tempomat, potrafi utrzymać pas ruchu i zahamować, kiedy wykryje na drodze przeszkodę.
W teście co prawda nie było Tesli. Były za to BMW, Ford, czy Subaru. Aby wyniki były w miarę wiarygodne, testy przeprowadzano w otwartym ruchu oraz w terenie zamkniętym, gdzie możliwa była symulacja różnych wydarzeń. Auta przejechały grubo ponad sześć tysięcy kilometrów.
Różne systemy, czujniki, kamery itd. To przecież nadal elektronika, która zawodzi. Która może coś błędnie zinterpretować. Tego typu sytuacje zdarzały się średnio co 13 kilometrów. Oczywiście nikt nie mówi, że taka błędna interpretacja od razu prowadzi do wypadku. Chodzi o to, że potencjalnie może do niego doprowadzić. I to jakieś siedem, albo osiem razy na 100 km.
W badaniach okazało się, że auta mają największe problemy z utrzymaniem pasa ruchu. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, co to oznacza. Nie jest też najlepiej, jeśli chodzi o hamowanie przed przeszkodami. Podczas testów torowych często samochody sobie nie radziły i uderzały w te przeszkody.
Podsumowując – jesteśmy bardzo, bardzo daleko od technologii, która mogłaby zapewnić nam bezpieczeństwo, jeśli chodzi o systemy jazdy autonomicznej. Na razie to wyłącznie gadżet, którym można pochwalić się przed sąsiadem, albo kolegą z pracy. Chociaż… też raczej w nerwach, aby samochodowi akurat wtedy nie odbiło.