Użytkownik korzystający z Twittera pod nazwą „Anson” podzielił się kilka dni temu pewną historią. Historią w gruncie rzeczy bardzo ciekawą i intrygującą, chociaż dla samego właściciela pojazdu niezbyt przyjemną. Kierowca jak zawsze pojechał naładować swój samochód. Wszystko zrobił tak, jak zwykle i tak, jak należy to robić. Efekt jest taki, że mężczyzna nieświadomie uszkodził swój pojazd o wartości niemal 340 tysięcy złotych. Czy potraficie zgadnąć co się stało i gdzie leżał cały ten problem?
Cała sytuacja wydarzyła się w Stanach Zjednoczonych. Kierowca udał się na stację ładowarek bardzo popularnej sieci. Chciał po prostu naładować swoje auto – tak, jak zawsze. Podłączył samochód do ładowarki, minęło około jednej minuty… i jakież ogromne było jego zdziwienie po tym, co wydarzyło się chwilę później. Właściciel samochodu określił, że usłyszał głośny huk. Po chwili na ekranie deski rozdzielczej pojawiło się mnóstwo komunikatów o tym, że bateria została uszkodzona. Ładowania nie dało się przerwać.
https://wrc.net.pl/kw-od-teraz-pracodawca-legalnie-przebada-cie-alkomatem-prezydent-podpisal-ustawe-nie-mozesz-odmowic
Samochód dosłownie „zwariował”. Niestety, pomimo wielu prób, auta nie dało się odłączyć od ładowania. Wąż zablokował się na amen. W końcu po bardzo długim oczekiwaniu na stacji pojawił się przedstawiciel sieci ładowarek, któremu w końcu po usilnych próbach udało się odłączyć samochód od ładowania. Na miejscu pojawiły się już również odpowiednie służby. Pojawił się także przedstawiciel producenta i tutaj być może przechodzimy do bardzo ważnej kwestii.
hey @ElectrifyAm i just plugged in my @Rivian r1t and 1 minute later i hear a loud boom and now i have a bunch of error codes and i can’t even unplug my car…. took you guys 7 hours to get a guy out and that even wasn’t help. what’s the deal???? now my car is fried too… 🔥 pic.twitter.com/6I7RsmZG0S
— Anson (@snkrticians) January 29, 2023
Koszty będą bolały…
To nie był „zwykły” samochód. Rivian R1T – bo o tym pojeździe mowa – to bowiem prawdopodobnie jeden bardziej wyjątkowych pikapów na świecie. Potrafi on wygenerować nawet 754 konie mechaniczne i 1120 Nm momentu obrotowego. Producent twierdzi, że na jednym ładowaniu tą bestią można przejechać nawet 500 kilometrów. Ceny pojazdu rozpoczynają się od 79 tysięcy dolarów, co aktualnie daje blisko 340 tysięcy złotych. Co wydarzyło się później? Co dokładnie się stało?
Posiadasz taki samochód? Wzywają ich właścicieli do serwisów na nagłą kontrolę. Spore problemy…
Samochód został zabrany do autoryzowanego serwisu. Jak podaje „Interia”, dokładne oględziny wykazały spalony akumulator oraz uszkodzony port ładowania. Koszty naprawy spadną oczywiście na sieć ładowarek. Warto dodać, że nie jest to pierwszy tego typu przypadek. Co ciekawe, wszystkie te przypadki miały miejsce na stacjach tej samej sieci ładowarek. „Interia” podaje chociażby przykład Forda F-150 Lightning, czy Chevroleta Bolt, gdzie koszty naprawy sięgnęły 20 tysięcy dolarów…
https://wrc.net.pl/kw-seniorzy-beda-musieli-zglosic-sie-na-dodatkowe-badania-od-nich-zalezy-czy-zachowaja-prawo-jazdy
Więc jak to jest – potrafimy już kontrolować tę technologię, czy nie za bardzo? Palące się samochody, czy – jak się okazuje – ładowarki przypalające baterie – wskazują na to, że chyba nie do końca ją kontrolujemy. Tu nie chodzi już nawet o to, kto pokryje te koszty i ile mogą trwać sprawy w sądach, bo każdy będzie się zrzekał odpowiedzialności. Chodzi o to, że mężczyzna kupił sobie samochód i teraz nie może nim jeździć, bo technologia jest wadliwa. Chodzi o to, że takie sytuacje w ogóle się zdarzają i są wręcz na porządku dziennym.