Ten artykuł powstał w ramach płatnej współpracy z ORLEN.
F1 ma dominatora. Trzeba się z tym pogodzić
Max Verstappen jest dominatorem. Holender w połączeniu z bolidem Red Bulla tworzą zestawienie doskonałe. W kalendarzu liczącym 22 rundy Red Bull wygrał 21 z nich. Spośród tych 21 zwycięstw 19 to zasługa Maxa Verstappena. Holender zaliczył imponującą serię – od piątej rundy i Grand Prix Miami do 14 rundy i Grand Prix Włoch wygrał 10 wyścigów F1 z rzędu. Później na koniec sezonu od Japonii do Abu Zabi wygrał jeszcze kolejnych 7 wyścigów z rzędu. 6 razy zaliczył hat-tricka – pole position, wygrana w wyścigu i najlepszy czas okrążenia. 2 razy zgarnął wielkiego szlema, co oznacza, że dodał do tego jeszcze prowadzenie na każdym okrążeniu wyścigu – od startu do mety.
Verstappen zdobył 575 punktów. Sergio Perez, który został wicemistrzem świata i Lewis Hamilton, który zajął 3. miejsce, łącznie zgromadzili… 519 punktów. To z jednej strony pokazuje, jakim dominatorem był Max. Z drugiej strony pokazuje też, że to nie bolid wygrywa, a kierowca. Perez w najlepszym samochodzie w stawce wygrał 2 wyścigi. Meksykanin zawodził na całej linii. Jeszcze z innej strony to jeszcze raz udowadnia nam, że Hamilton jest kapitalnym kierowcą. Pomimo wielu problemów Mercedesa, on zakończył sezon na podium mistrzostw świata.
Kto na plus, kto na minus?
Kolejny dobry sezon ma za sobą Fernando Alonso. W przeciwieństwie do jego zespołowego kolegi, Lance’a Strolla, Hiszpan imponował i wykorzystywał potencjał Astona Martina. Zawiodło Ferrari. Carlos Sainz miał niezliczoną ilość jakichś dziwnych przygód, a Charles Leclerc raz jeszcze udowodnił, że nie potrafi startować z pole position i wygrywać w ten sposób wyścigów. Pomimo faktu, że w klasyfikacji kierowców to Leclerc zajął wyższe miejsce, Sainz był chyba lepszy i bardziej skuteczny. To on jako jedyny kierowca w stawce spoza Red Bulla był w stanie wygrać w tym roku wyścig. Nie Hamilton, nie Leclerc, nie Alonso, nie Russell, a właśnie Sainz.
Bardzo dużym pozytywnym zaskoczeniem była forma McLarena. Na początku sezonu było bardzo źle. Kierowcy pomarańczowych bolidów mieli trudności z wyjściem z Q1. W wyścigach ciężko było o punkty. Natomiast później na każdym kolejnym etapie rozwoju bolidu było coraz lepiej. Zarówno Lando Norris, jak i Oscar Piastri, radzili sobie świetnie. Brytyjczyk miał nawet taką serię, w której przez cztery kolejne grand prix stawał na podium. Australijczyk wygrał z kolei wyścig sprinterski w Katarze. Norris koniec końców pokonał Sainza, Russella i Piastriego. Zaledwie 1 punkt stracił do Alonso i Leclerca. Nic dziwnego w tym, że to najgorętsze nazwisko na rynku kierowców Formuły 1.
O krok od zrealizowania celu…
Udany sezon ma za sobą zespół AlphaTauri. Ewidentnie widać, że ekipa wspierana przez ORLEN się rozwija i wszystko idzie tam w dobrą stronę. Główną moc punktową przez cały sezon zapewniał oczywiście Yuki Tsunoda. Japończyk często wyciągał z bolidu więcej, niż ten był w stanie dostarczyć. Po słabym początku sezonu Nyck de Vries stracił miejsce w teamie z Faenzy na rzecz Daniela Ricciardo. I o ile Holender nie był w stanie w tym roku zapunktować, tak już Australijczyk kilka punktów zdobył.
Ozdobą finałowej części sezonu była walka AlphaTauri i Williamsa o 7. miejsce w klasyfikacji konstruktorów. To 7. miejsce padło ostatecznie łupem Williamsa, natomiast końcówka sezonu była imponująca w wykonaniu AlphaTauri. Regularne punkty, piękna jazda – świetnie się to oglądało. Jestem przekonany o tym, że gdyby w tym sezonie był jeszcze jeden, może dwa wyścigi, to tę pozycję udałoby się odebrać. Koniec końców zawsze dobrze jest zakończyć sezon „on a high” i w kolejnym roku zdecydowanie zaatakować już od samego początku.