Ciężko mi sobie aktualnie wyobrazić lepszą technologię, niż samochody hybrydowe. Co najważniejsze – mówię to jako posiadasz hybrydy i jako człowiek, który miał trochę do czynienia z tymi autami. Nasłuchałem i naczytałem się już mnóstwo opinii użytkowników aut w pełni elektrycznych. Krótko mówiąc, duża część z nich nie jest zadowolona ze swojego zakupu i chce wrócić do aut spalinowych. I to nie tylko w Polsce – dzieje się tak nawet w słynącej z elektryków Kalifornii.
Pojawiają się więc ludzie zawiedzeni elektrykami. Ale czy są ludzie zawiedzeni samochodami hybrydowymi? Jeśli tacy są, to kompletnie nie widać w sieci ich wypowiedzi. Nikt się nie skarży. I jest to w pełni zrozumiałe, bo moim zdaniem przy tej technologii nie ma się na co skarżyć. No, chyba że na jakieś problemy techniczne, czy psującą się pojedynczą część – ale to dotyczy wszystkich samochodów, bez względu na rodzaj napędu.
Jakie są zalety jeżdżenia samochodem hybrydowym? Przede wszystkim mniejsze spalanie! A wydaje mi się, że to jest to, na czym w tych czasach zależy bardzo wielu osobom. Jak bardzo można „zbić” spalanie dzięki hybrydom? To oczywiście zależy od samochodu i od rodzaju hybrydy. Są auta hybrydowe z silnikiem elektrycznym, którego nie trzeba ładować – on ładuje się sam w trakcie jazdy. Wiele zależy od jego wielkości – jeśli jest mały, to służy głównie do wspomagania silnika spalinowego.
Hybrydy to przyszłość?
Jeśli silnik elektryczny jest większy, bądź mamy do czynienia z hybrydą wymagającą ładowania silnika elektrycznego, samochód potrafi w 100% pracować tylko na nim. W opcji „wspomagającej” silnik elektryczny pomaga np. na podjazdach, przy ruszaniu… generalnie wszędzie tam, gdzie spalinowej jednostce mogłoby brakować mocy. To zapewnia w mojej opinii – w zależności od stylu jazdy i rodzaju auta – spalanie na poziomie między 4, a 6 litrów na 100 kilometrów.
Oczywiście hybrydy z większymi silnikami eklektycznymi są jeszcze lepsze, bo samochód potrafi pracować tylko na prądzie – powiedzmy w mieście, bądź ogólnie przy prędkościach np. do 50 km/h. To niezwykle wygodne. Wtedy auto nie potrzebuje benzyny, co w naturalny sposób zmniejsza spalanie do jakichś śmiesznych wartości. Wtedy i rzadziej tankujemy, niż w zwykłym benzyniaku i nie spędzamy tyle przy ładowarce, co w przypadku elektryka. Idealnie. Oczywiście o ile chcemy jeździć ekonomicznie. Jeśli chcemy, nadal możemy pędzić 130 km/h po autostradzie i co? I nic – przecież nadal masz pod maską silnik spalinowy. W tym przypadku to nie jest tak, że nagle zasięg ci spadnie do 120 kilometrów bo jest zimno i jedziesz szybko.
W mojej opinii hybrydy to wspaniałe auta. Jeśli to zależałoby ode mnie, to właśnie one byłyby przyszłością świata. Są wygodne, łączą ze sobą najlepsze cechy aut elektrycznych i spalinowych i jednocześnie wyrzucają do kosza te najgorsze. Można powiedzieć, że w hybrydzie oba są najlepszą wersją siebie i bardzo sprytnie współpracują. A czy rzeczywiście będą przyszłością? Niestety, raczej nie. Przynajmniej te małe hybrydy, nie wymagające ładowania. Chociaż i te większe też się już nie podobają ekologom. A to nie wróży zbyt dobrze.