Koronawirus Lewisa Hamiltona spadł na padok Formuły 1 niczym grom z jasnego nieba. W poniedziałek ogłoszono wiele kwestii – chociażby to, że Haas zatrudni Nikitę Mazepina. Ale nic nie zelektryzowało świata tak, jak wieść o zarażeniu nowego-starego mistrza świata z zespołu Mercedesa. Russell dostanie szansę? – pytały kolejne osoby.
Kto zastąpi Lewisa? Od razu na „giełdzie” pojawiło się kilka nazwisk. Wśród nich był także George. Coraz więcej osób mówiło, że to najbardziej prawdopodobna opcja. Oczywiście byli też dziennikarze, w tym taki z naszego kraju, wszem i wobec uważany za wielkiego eksperta, którzy twierdzili, że te plotki o młodym Brytyjczyku to tak oczywiście „półżartem”. Ale ten sam ekspert twierdził, że nie wierzy w angaż Estebana Gutierreza, jakby zapominając w swoim wywodzie, że Meksykanin w ogóle nie ma super licencji. Ale dość już o tym…
KIEROWCO! SPÓŹNIŁEŚ SIĘ Z WYMIANĄ OPON? SPRAWDŹ NAJLEPSZE OFERTY!
Kto za Hamiltona?
Jedną z opcji był też Stoffel Vandoorne – ale tu było sporo niewiadomych. Zawodnik brał udział w testach Formuły E na Circuit Ricardo Tormo w Walencji jeszcze wczoraj, we wtorek. Tak czy inaczej miał przylecieć do Bahrajnu, ale… no właśnie. Krążyły plotki, że różne procedury związane z koronawirusem nie dopuszczą go do bolidu tak wcześnie. Był jeszcze Nico Hulkenberg, chociaż on z rodziną Mercedesa przecież nie ma tak wiele wspólnego. Może poza faktem, że jeździł bolidem z aktualnym silnikiem producenta (w Racing Point) w trzech weekendach tego sezonu.
Dwa plus dwa i wychodziło nam na to, że głównym faworytem jest Russell. Kierowca znienawidzony przez wielu polskich kibiców, uznawany za winnego porażek Roberta Kubicy w Williamsie. Niby ta przygoda skończyła się już rok temu, ale są pewne osoby w światku F1, które fanatykom Kubicy o tej nienawiści nie pozwalają zapomnieć. Ba, nawet podgrzewają ją przy okazji każdego kolejnego weekendu F1 złośliwymi docinkami.
Zresztą, jeśli jesteśmy już przy Kubicy, to Russell w nadchodzący weekend – jakkolwiek by to nie brzmiało – może wyrównać największe osiągnięcie Polaka. Zresztą, może też wyrównać drugie największe osiągnięcie. Pole position i zwycięstwo? Nie jest to najbardziej realna opcja, ale jest możliwa. Ach, co wtedy działoby się w naszym rodzimym środowisku? Wyobrażacie sobie tę małą wojenkę, to piekiełko i złośliwe komentarze wypowiadane niby w śmiechu, ale przez łzy?
Russell może wiele zmienić
Grand Prix Sakhiru to ogromna sprawa dla George’a. W dniach 4-6 grudnia Brytyjczyk może odmienić swoje życie. Jeśli pokaże się z dobrej strony, będzie oczywistym wyborem dla Mercedesa, może nawet już za rok. Ale to może być game-changer nie tylko dla samego 22-latka. Bo jeśli by się tak stało, że Russell pokona Bottasa, to jestem przekonany, że to będzie gwóźdź do trumny Fina. Zresztą ten gwóźdź i tak jest już wbity do połowy, bo Valtteri w tym sezonie nie pokazał absolutnie niczego. Ale Russell może go wbić bo końca – tym samym sprawić, że Bottas wkrótce wyleci z Mercedesa.
Dobry wynik podgrzeje także atmosferę wokół samego bolidu. Bo skoro junior debiutujący w tym aucie w wyścigu pojedzie na miarę podium, to wkrótce okaże się, że konkretny zawodnik i jego umiejętności nie mają tutaj aż tak dużej roli. Może się okazać, że zasługi Hamiltona nie będą już tak imponujące. Ha, ale co w takiej sytuacji powiedzieć o Bottasie? Podium George’a kompletnie upokorzyłoby Fina i rzuciło zupełnie inne światło na jego ostatnie sezony.
George tym jednym weekendem może zmienić – o ile nie wszystko – to bardzo dużo. Może zmienić postrzeganie Mercedesa, samego Lewisa Hamiltona, może zwolnić (z sezonowym okresem wypowiedzenia) Bottasa, wreszcie może zmusić Toto Wolffa i włodarzy Mercedesa do tego, żeby w końcu zabrać tego Russella tak full time.
Russell może, ale nie musi
Ale też nie popadajmy w paranoję i skończy z twierdzeniami, że ten George to musi stanąć na podium, albo w ogóle, że powinien wygrać z zamkniętymi oczami, bo to takie łatwe. Mercedes to wybitny bolid, ale to nie jest samograj. Wokół tego przedsięwzięcia znajdują się tysiące osób, podczas wyścigu też może się wydarzyć tysiąc różnych scenariuszy. Każdy z nich może sprawić, że Russell w tym wyścigu nie zdobędzie nawet jednego punktu. Chociaż to byłoby dla niego bardzo brutalnym doświadczeniem.
Bottas już w tym sezonie był 11. na Silverstone, 5. na Monzy, nie ukończył wyścigu w Niemczech, był 14. w Turcji, 8. w pierwszym wyścigu w Bahrajnie. Hamilton był 4. w pierwszym wyścigu na Red Bull Ringu, 7. na Monzy. I mówimy tu o zawodnikach, którzy jeżdżą tym bolidem od lat – są na każdych testach, na każdym treningu, w każdej sesji, w fabryce, przy budowaniu auta, przy budowaniu jednostki, w symulatorach itd. A ktoś ma tu czelność mówić, że Russell ma wygrać, a już na pewno musi zająć miejsce na podium, bo inaczej się skompromituje? No halo, co to są w ogóle za brednie?
Co ma być, to będzie
Przesiadka do nowego bolidu – nawet topowego – nie oznacza, że od razu będziesz wygrywał. Popatrzcie choćby na przykład wspominanego wcześniej Racing Point, nazywanego różowym Mercedesem. Lance Stroll w tym sezonie był już dwa razy 4., stał też na podium na Monzy. Sergio Perez był 2. w Turcji, czwarty w Rosji i Niemczech, 5. w Hiszpanii i na Mugello. I obu ich zastępował Nico Hulkenberg. Wszyscy mówili – o, w końcu stanie na podium. Jak Lance i Checo są tak wysoko, to Nico na bank wejdzie na podium. I co? Raz po awarii nie wystartował nawet do wyścigu, potem był 7. i 8. I gdzie to podium? Tyle znaczy znajomość samochodu i rozwijanie go od zera po swojemu, swoje ustawienia.
Podsumowując, nie ma co przesadzać – ani w jedną, ani w drugą stronę. Ani dziennikarze, ani kibice nie są od tego, żeby określać, co dany zawodnik ma wykonać w dany weekend. Od tego są stratedzy, inżynierowie i kierownictwo zespołu – a my w te rozmowy i ustalenia nie mamy żadnego wglądu. Tak czy inaczej… w sobotę obecność w Q3, w niedzielę punkty. To chyba powinien być plan minimum dla Brytyjczyka. Wszystko, co wyżej, będzie na plus.