Rajd Szwecji i Craig Breen. Połączenie doskonałe?
Gdyby zapytać Craiga Breena o to, gdzie czuł się w swoim życiu najlepiej, pewnie odparłby, że w domu, w Irlandii. Ale na pewno przez głowę przemknęłaby mu jeszcze jedna myśl. I pewnie przez chwilę by się nad nią zastanowił. Czy w kontekście jego ogromnej pasji, czyli rajdów samochodowych, czuł się gdziekolwiek lepiej, niż w Szwecji? Mogło się wydawać, że to jest jego drugi dom. Z jakiegoś powodu Craig uwielbiał ten rajd – bez względu na to, czy odbywał się w Karlstad, Torsby, czy Umea. Radził sobie tam znakomicie. Tam jego gwiazda błyszczała najjaśniej.
Wciąż nie mogę pogodzić się z tym, co wydarzyło się 13 kwietnia minionego roku w Chorwacji. Zazwyczaj jest tak, że jeśli śmierć nie dotyczy bezpośrednio nas, naszej rodziny, to jest nam smutno, ale z czasem przechodzimy z tym do porządku dziennego. Stało się. Los potrafi być brutalny. Ale Craig często do mnie wraca. Zaprząta mi głowę. Sprawia, że znowu zaczynam o tym wszystkim myśleć. Odszedł od nas młody facet. Zawsze uśmiechnięty, życzliwy, niezwykle uczuciowy, emocjonalnie podchodzący do wszystkiego, co robi. Wrażliwy, kochający życie i kochający rajdy samochodowe. Poświęcający się im w 100 procentach. Nie odszedł w trakcie rajdu, a w trakcie testów. Nie jadąc 200 km/h między drzewami, a ześlizgując się z drogi przy prędkości 33 km/h. 33 km/h. Odszedł od nas przeżywszy 33 lata. Powiedzieć, że za wcześnie, to jak nic nie powiedzieć.
Zawsze był tam znakomity…
Po raz pierwszy Craig wystartował w Rajdzie Szwecji w 2011 roku. Tam wspólnie ze swoim pilotem Garethem Robertsem zajęli 3. miejsce w klasie 2. Po roku byli 2. w klasie SWRC, przegrywając tylko z miejscowym, Perem-Gunnarem Anderssonem, a pokonując Pontusa Tidemanda, czy Haydena Paddona. Kilka miesięcy później Breen i Roberts wystartowali w słynnym rajdzie Targa Florio. Na ósmym odcinku specjalnym samochód wypadł w bariery energochłonne, które dostały się do środka. Roberts został przetransportowany do szpitala. Nie udało się go uratować. W kwietniu minionego roku podczas testów samochód wypadł w drewniane ogrodzenie, które dostało się do środka. Resztę historii już znacie.
Pomiędzy 2012 a 2023 rokiem Breen nie był już tym samym człowiekiem. Pokonał długą drogę, aby dojść do siebie po utracie przyjaciela. Szwecja zawsze dawała mu dużo radości. Craig nigdy nie wygrał rundy WRC, natomiast kilka razy stawał na 2. stopniu podium. W tym dwa razy właśnie w Szwecji. W tym… podczas swojego ostatniego startu w Rajdowych Mistrzostwach Świata – w lutym 2023 roku. Wówczas z Jamesem Fultonem prowadzili w rajdzie, a ostatecznie przegrali z Ottem Tanakiem i Martinem Jarveoją o 18,7 s.
Wyjątkowy gest…
Wszyscy zapamiętamy to, co działo się wtedy podczas piątkowego etapu. Jako odcinek drugi oraz piąty zawodnicy przejeżdżali próbę Brattby. Zarówno o poranku, jak i po południu, Breen z Fultonem byli tam klasą sami dla siebie. Oba przejazdy dawały im fotel liderów rajdu. Craig powiedział wtedy na mecie słynne słowa o tym, że chyba powinien zostać burmistrzem Brattby po tym, co się tego dnia wydarzyło. Został – po śmierci – przynajmniej honorowym. Rajd Szwecji o tym nie zapomniał. Craig w pewnym sensie będzie na tym rajdzie obecny. Odcinek drugi oraz piąty nazwane zostały „#42 Brattby”. Więc numer 42 tak czy inaczej się na trasach pojawi. Nieco w innej formie, ale jednak. To wspaniałe uczczenie pamięci o tym znakomitym człowieku.