Los Angeles mierzy się z potężnymi opadami
36 zawodników zgłosiło się do Busch Light Clash at The Coliseum. To coś na kształt pre-season, rozgrzewki serii NASCAR. Po raz trzeci impreza odbywała się na Los Angeles Memorial Coliseum po wyprowadzce z Daytony na Florydzie. Do tej pory imprezę na zachodnim wybrzeżu wygrywali Joey Logano oraz Martin Truex Jr. Ma ona ciekawy format, z treningami, rozszerzonymi kwalifikacjami i tak dalej. To coś innego, niż tradycyjny weekend NASCAR i wielu kibicom się to podoba. Natomiast ten weekend z NASCAR Clash został storpedowany przez złą pogodę.
Od kilku dni jasnym było, że nad Los Angeles nadciągają potężne opady deszczu. To, co najgorsze, miało rozpocząć się w niedzielę i trwać do poniedziałkowego wieczora. CNN pisało o tym, że ponad 11 milionów mieszkańców Kalifornii jest narażonych na powódź, która może zagrażać ich życiu. W niektórych częściach Los Angeles spaść miało i wciąż ma tyle wody, co normalnie na przestrzeni sześciu miesięcy. Do tej pory w ponad 900 tysięcy odbiorców miało problemy z dostawami prądu. Oprócz potężnego deszczu nad Los Angeles pojawił się też huraganowy wiatr.
Decyzja była oczywista…
Powódź może w konsekwencji dotknąć nawet 40 milionów osób. Niektóre regiony były i wciąż są ewakuowane. Władze Los Angeles podkreśliły, że pod względem warunków atmosferycznych to mogą być najtrudniejsze dni dla miasta w ciągu ostatnich lat. A teraz zestawmy z tym informację, że na Los Angeles Memorial Coliseum niedzielnego wieczora miało zasiąść kilkadziesiąt tysięcy osób i obserwować „rozgrzewkowy” wyścig przed rozpoczęciem sezonu NASCAR, czyli popularny „Clash”.
W takich okolicznościach trzeba było podjąć jakąś decyzję. Przy huraganowym wietrze, potężnych opadach i powodzi zagrażającej życiu, nie było mowy o rozegraniu jakiegokolwiek wyścigu. Można było więc imprezę odwołać, albo… przenieść ją na sobotę. Jasnym było, że w niedzielę nic się w LA nie odbędzie. Kolejna szansa do rywalizacji mogłaby się pojawić najprędzej w środę – a to już oczywiście za późno. Więc NASCAR podjął jedyną słuszną decyzję i przesunął imprezę na sobotę, po czym wszyscy czym prędzej opuścili miasto…
Co się wydarzyło?
Okoliczności wymusiły zmianę formatu zawodów. Jeśli organizator chciał zdążyć z wyścigiem w sobotę, nie było mowy o „Heat Races”. Przeprowadzono po prostu zwykłe kwalifikacje, w których najlepszy czas osiągnął Denny Hamlin, przed Joeyem Logano i Ty’em Gibbsem. Najlepszych 23 zawodników awansowało do wyścigu głównego. Oznaczało to, że nie zakwalifikowali się chociażby Daniel Suarez, Austin Dillon oraz… Christopher Bell, który w dwóch ostatnich sezonach wchodził do Championship 4!
Ostatecznie po procedurze overtime (wyścig NASCAR nie może się zakończyć pod żółtą flagą) wyścig wygrał Denny Hamlin, pokonując Kyle’a Buscha oraz Ryana Blaneya. Tak więc na pierwszych trzech pozycjach znaleźli się przedstawiciele trzech różnych producentów – Toyoty, Chevroleta oraz Forda. Teraz zawodnicy i zespoły przenoszą się na drugie wybrzeże USA. Już w środę, 14 lutego, zawodnicy po raz pierwszy wyjadą na tor Daytona International Speedway. To właśnie tam, w niedzielę 18 lutego, od słynnej Daytony 500 wystartuje sezon NASCAR.