„Interia” jako pierwszą zaletę nowego Porsche Taycan GTS podaje przede wszystkim jego… zasięg. To pierwszy samochód elektryczny niemieckiej marki, który przejechał ponad 500 kilometrów na jednym ładowaniu. Są to już odległości, które jest stosunkowo łatwiej zaakceptować.
Jak samochód wygląda z boku? Po części jak jakieś super-szybkie kombi. To oczywiście mały żart. Samochód – jak każde Porsche zresztą – jest przepiękny. Mam wrażenie, że ma w sobie coś dla każdego. Jest niezwykle szybki, ma niewiarygodne osiągi, ale jest też zarazem funkcjonalny i niezwykle wygodny.
Taycan GTS sygnuje się mocą na poziomie bez mała 600 koni mechanicznych. Jak słusznie zauważa „Interia” jest to zatem pewnego rodzaju kompromis pomiędzy 430-konną wersją 4S i 680-konną wersją Turbo. Nadal mówimy o samochodzie, który ma „pod maską” niemal 600 koni. Do setki rozpędza się w 3,7 sekundy.
Pewnie wielu z was zastanawia się jak elektryczne Taycany radzą sobie z – co tu dużo mówić – dosyć sporą wagą. Szczerze mówiąc radzą sobie… znakomicie! Miałem okazję do testów jednej z wersji i byłem pod wielkim wrażeniem. Pomimo wagi nadal czuć sportowy charakter tego auta. Nadal świetnie przyspiesza, świetnie hamuje i doskonale zachowuje się w zakrętach.
Może nie jest to 911… ale Taycan nie musi nim być. Wystarczy popatrzeć na ceny. Taycan GTS ma kosztować w salonie od 574 tysięcy złotych. Najtańsza Carrera 911 to koszt 553 tysięcy. Mowa tu o samochodzie słabszym o ponad 200 koni mechanicznych. Za Carrerę 911 w wersji GTS (480 KM) trzeba już zapłacić minimum 718 tysięcy. Ceny Panamery GTS zaczynają się od 929 tysięcy. Nowy Taycan wygląda zatem jak świetna okazja.