Na czym w naszym kraju polega wystrzeganie się mandatów? Z fotoradarami sprawa jest prosta – widzisz znak o wiele wcześniej, zwalniasz i masz spokój. Podobnie bywa ze zwykłymi kontrolami drogówki. Wystarczy mieć włączoną nawigację – ta poinformuje was, że partol jest w pobliżu. Tu identyczna sytuacja – zwalniasz i masz spokój. I kierowcy jadą dalej.
Praktycznie zawsze jest jakaś informacja. Znak, tablice, informacja w nawigacji, inni kierowcy mrugają długimi itd. Kiedy wiemy, że ktoś na nas poluje, uważamy – to naturalne. Ale nowa broń policji sprawia, że obronić się nie mamy jak! Oczywiście jest jeden sposób obrony – jazda zgodnie z przepisami. Mowa o dronach, które już „kasują” kolejnych kierowców. I robią to z dziecinną łatwością.
Dron popracował ostatnio dwa dni. Efekt? Nagrane wyprzedzania na skrzyżowaniach, przejściach dla pieszych, jazda bez świateł, brak pasów, niestosowanie się do podwójnej ciągłej, nieprawidłowe przewożenie ładunku itd. Krótko mówiąc, dron widzi wszystko, nagrywa, operator informację przekazuje najbliższemu patrolowi, ten wlepia mandat. I nie wymigasz się z niego – nie ma możliwości.
„Wróg” atakuje z ukrycia. Nawet go nie zauważysz
I w tym rzecz – nie masz nad tym żadnej kontroli. Nawet nie wiesz, że patrzy na ciebie policyjny dron. Nawigacja nic nie pokazuje? Nie ma żadnego znaku? Nie widzisz policji w krzakach? To nic – dron „wisi” w powietrzu i nagrywa wszystko. Cokolwiek byś nie zrobił, nie ma opcji, żebyś go zauważył. I mandaty sypią się jeden za drugim.
Policja już zapowiada, że dron będzie używany częściej. Pojawią się też na pewno kolejne, bo szybko okaże się, że to policyjna żyła złota. A co mają zrobić kierowcy? Mogą się tylko wściekać… i płacić mandaty. Jeśli armia dronów się powiększy, to dosłownie w każdym momencie trzeba będzie się stosować do przepisów w 100%. Wiecie – nawet na prostej i szerokiej drodze z doskonałą widocznością i z ograniczeniem do 60 km/h… I nie będzie zmiłuj.