Jedna z najlepszych rund RSMP
Rajd Rzeszowski stanowił piątą rundę sezonu RSMP. W moim osobistym rankingu ustawiłbym go bardzo wysoko – być może nawet najwyżej. To jest impreza, w której niemal wszystko się zgadza. Zaczynając chociażby od tego, że Rajd Rzeszowski jest filarem mistrzostw Polski. Od lat organizator wykonuje świetną pracę i zawsze daje nam kapitalny rajd. Zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Ciągłości nie zaburzyła nawet pandemia. Rzeszów to po prostu stały punkt RSMP. Impreza, na której zawsze można polegać.
Czwartek na Podkarpaciu stał pod znakiem odcinka testowego oraz ceremonii startu. W Niechobrzu na nieco ponad 3-kilometrowej rozgrzewce najlepszymi byli Jarosław Kołtun i Ireneusz Pleskot. Większość załóg natomiast chciała po prostu wykonać kilka przejazdów, sprawdzić auto i wrócić do serwisu. Następnie w Millenium Hall odbyła się przedrajdowa konferencja prasowa z udziałem organizatora, przedstawicielami sponsorów rajdu i zawodnikami. Po niej rozpoczęła się ceremonia startu. Bardzo efektowna, zorganizowana z rozmachem – jak zresztą zawsze przy okazji Rajdu Rzeszowskiego. Tutaj takie detale zawsze były na poziomie międzynarodowym.
Nieoczekiwany początek
Rywalizacja rozpoczęła się w piątek. Przed jej rozpoczęciem zdecydowanymi faworytami do zwycięstwa byli Grzegorz Grzyb i Adam Binięda. Wówczas liderzy RSMP. Dla Grzyba to domowy rajd i jechał go już po raz 26. Natomiast ku ogólnemu zaskoczeniu pierwsze trzy odcinki specjalne wygrali Jarosław Szeja i Marcin Szeja. Oni mieli po niech przewagę przekraczającą 10 sekund nad Grzybem i Biniędą. Aż trudno w to uwierzyć, ale najbardziej zdecydowany i najmocniejszy cios bracia z Ustronia wyprowadzili na Lubeni. Absolutnym klasyku Rajdu Rzeszowskiego. Na odcinku, który cała czołówka mistrzostw Polski, z Grzybem na czele, zna lepiej niż wnętrze własnej kieszeni.
Na drugiej Lubeni sytuacja w rajdzie nie uległa zmianie. Co prawda pierwotnie wynik Szejów wydawał się bardzo słaby, natomiast szybko stało się jasnym, jaka jest tego przyczyna. Bracia z Ustronia na zapętleniu byli blokowani przez załogę Mitsubishi Lancera a sędziowie szybko skorygowali ich czas. Szejowie kończyli pierwszy dzień imprezy z przewagą bez mała 10 sekund nad Grzybem i Biniędą. Oczywiście nie było tutaj mowy o bezpiecznej przewadze, którą można było kontrolować. Dla wielu osób wciąż to Grzyb był faworytem do wygrania swojego domowego rajdu. Do końca rywalizacji mieliśmy jeszcze ponad 80 kilometrów odcinkowych.
Błąd, który przekreślił wszystko
Sobotniego poranka Szejowie jeszcze odrobinę powiększyli swoją przewagę, natomiast na siódmej próbie Grzyb i Binięda zdecydowanie zaatakowali. Faworyt miejscowych kibiców odrobił do liderów ponad 5 sekund. Przewaga stopniała równo o połowę. Wszyscy szykowaliśmy się już na kapitalny pojedynek o zwycięstwo. Natomiast później wydarzyło się coś, co absolutnie zaszokowało wszystkich zgromadzonych na Podkarpaciu i nie tylko. Grzyb w pogoni za Szeją popełnił błąd.
Skoda lidera mistrzostw Polski wyleciała z drogi i dachowała. Uszkodzenia były zbyt duże, aby Grzyb i Binięda mogli kontynuować jazdę. A to oznaczało jedno – oni nie wywiozą z Rzeszowa ani jednego punktu. Po raz ostatni Grzyb nie ukończył Rajdu Rzeszowskiego w 2014 roku. Później za każdym razem stał na podium, pięciokrotnie wygrywając w klasyfikacji mistrzostw Polski. Aż tu nagle… taki błąd. W kluczowym etapie walki o tytuł. To jest scenariusz, którego przed rajdem absolutnie nikt by nie wymyślił. Sensacja na Podkarpaciu.
Nowi liderzy RSMP
Szejowie ukończyli ósmy oes sygnując się przewagą na poziomie ponad 22 sekund nad drugą załogą. W tym momencie jasnym było, że bracia z Ustronia odpuszczą i będą kontrolować sytuację. Robili to oczywiście na tyle umiejętnie, że wygrali Rajd Rzeszowski. Jest to dla nich drugie zwycięstwo w tym sezonie po triumfie w Rajdzie Małopolski. Jednocześnie bracia są jedyną załogą, która w tym sezonie wygrała więcej, niż jeden rajd. Przypomnijmy, że przed sezonem 2024 Szejowie nie wygrali żadnej rundy RSMP. Po zmianie samochodu na Fabię Rally2 evo walka stała się jednak możliwa.
Podium w Rzeszowie skompletowali Łukasz Byśkiniewicz z Danielem Siatkowskim oraz Jakub Matulka z Danielem Dymurskim. Ceremonia mety odbyła się na pięknym rzeszowskim rynku w towarzystwie licznego grona kibiców. Znów można tutaj powtórzyć – poziom sportowy oraz organizacyjny – m.in. w formie tych ceremonii startu i mety – to absolutnie najwyższy, międzynarodowy pułap. Rajd Rzeszowski znów udowodnił, że jest filarem RSMP. Jest bez wątpienia jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą rundą naszego krajowego czempionatu.
Co teraz?
Liderami Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski po Rajdzie Rzeszowskim są Jarosław Szeja i Marcin Szeja. Oni zgromadzili do tej pory 132 punkty. Na drugim miejscu są Grzegorz Grzyb i Adam Binięda z 111 oczkami. Dokładnie taki sam dorobek mają trzeci Jakub Matulka i Daniel Dymurski. Grzyb i Binięda w tabeli są przed nimi, ponieważ mają tyle samo zwycięstw, ale więcej drugich miejsc. Czwartą pozycję z dorobkiem 106 punktów zajmują Zbigniew Gabryś i Damian Syty.
Do końca sezonu pozostała już tylko jedna runda – Rajd Śląska. Szejowie mają 21 punktów przewagi, natomiast to nie jest koniec walki. Przypomnijmy, że Rajd Śląska jako runda Rajdowych Mistrzostw Europy ma współczynnik 1,5. Oznacza to, że zdobyte na Śląsku punkty będą mnożone właśnie przez 1,5. Za samo zwycięstwo w rajdzie załoga otrzyma więc aż 45 punktów. Wszystko wciąż jest możliwe. To jeden z najciekawszych sezonów mistrzostw Polski w ostatnich latach. Wszystko rozstrzygnie się na Śląsku.