Volkswagen pokazał, że można robić to inaczej
Obecnie wyróżniamy trzy rodzaje napędów. Na przód, na tył oraz na cztery koła. Napęd na tył jest mało skomplikowany, jednak ma swoje wady i zalety. Wśród zalet można wymienić efektywne hamowanie, na co wpływa świetny rozkład masy. Osie mają też jasny podział obowiązków – przód skręca, tył dostarcza moc. Z drugiej strony rozwiązanie to nie należy do najlżejszych i zwiększa ryzyko poślizgu. To – szczególnie zimą – jest bardzo problematyczne. Jest wielu kierowców, którzy twierdzą, że… zimą auta z napędem na tył zamyka się do garażu i trzeba szukać innego rozwiązania.
Lżejszym, tańszym, prostszym i częściej spotykanym rozwiązaniem jest napęd na przód. To obecnie standard, który dobrze sprawdzi się latem i nie będzie zbytnio straszył nas zimą. Z kolei napęd na cztery koła jest droższy i cięższy. Nie będzie idealnym rozwiązaniem na jazdę po mieście, czy długie trasy. Będzie jednak doskonały, kiedy zmienią się warunki. Kiedy trzeba będzie zjechać z utwardzonej drogi, bądź kiedy zimą na drodze pojawi się śnieg. Wszystkie te rodzaje napędów mają swoje wady i zalety. Każdy z nich poradzi sobie lepiej w specyficznych warunkach. Rozwiązanie wydaje się zatem oczywiste – wystarczy je połączyć i zabrać najlepsze cechy.
Rewolucja na rynku?
Idealnym rozwiązaniem wydaje się to, co zaproponował Volkswagen, czyli swój napęd 4motion. Mowa tu o dwóch rozwiązaniach. Haldex w trakcie uślizgu, a więc przy zwiększonej prędkości jednego z wałów, połączy oba wały i przeniesie moment obrotowy na drugą oś. Torsen również przenosi moment obrotowy na drugą oś, chociaż robi to na innej zasadzie. W obu rozwiązaniach możemy to określić jako „napęd dołączany”. Oba przypadki polegają na tym, że w normalnych okolicznościach samochód korzysta wyłącznie z napędu na przód, bądź na tył. Natomiast w przypadku problemów, czy uślizgu, druga oś jest automatycznie dołączana tworząc nam samochód napędzany na wszystkie cztery koła. Volkswagen ze swoim 4motion jest jednym z producentów, który najczęściej korzysta z takiego rozwiązania.
Nazwa 4motion używana jest od 1999 roku. To mniej więcej zbiega się w czasie z tym, kiedy na rynek trafił Volkswagen Golf IV. Do dzisiaj według wielu osób czwarta generacja legendarnego modelu to absolutna ikona i najlepszy Golf wszech czasów. Dostaliśmy tutaj całą masę odmian z silnikami benzynowymi i ze słynnym 1.9 TDI. Były wersje z napędem na przód, ale były też te wykorzystujące technologię 4motion, a więc z napędem na cztery koła. I w tym momencie dochodzimy do sedna. Nagle okazuje się, że mamy przed nami… samochód idealny na każde warunki?
Rozwiązanie idealne?
Golfa czwórkę z napędem 4motion da się dziś kupić za 7-8 tysięcy złotych. Zarówno z silnikiem benzynowym, jak i diesla. Samochód niewiele pali, natomiast oszczędności wynikają tu nie tylko ze spalania. Ze względu na to, ile tych aut jeździ po drogach, jego utrzymanie jest śmiesznie tanie. Części dostępne są wszędzie i kosztują „grosze”. No i mamy napęd 4motion. Na co dzień korzystamy z napędu na przód. Kiedy pojawiają się problemy i potrzebny jest napęd na cztery koła, druga oś automatycznie się dołącza. Czyż to nie jest rozwiązanie idealne?
Zdjęcia: Volkswagen AG