Zmarzlik bez tytułu w Vojens. Mistrzowska feta odłożona.
„Nie tak miał się skończyć wczorajszy wieczór. Pomimo upływu godzin wciąż jestem wstrząśnięty i cholernie zły na to, co się wydarzyło. Jak pewnie dobrze wiecie, zostałem zdyskwalifikowany z wczorajszych zawodów Grand Prix w Vojens z powodu omyłkowo założonego kevlaru, w którym wystartowałem w kwalifikacjach. Ta pierwsza w życiu niewyobrażalna pomyłka polegała na tym, że ubrałem swój indywidualny kevlar, na którym nie było logotypu Sponsora mistrzostw” – napisał trzykrotny mistrz świata w oświadczeniu.
To sytuacja bez precedensu. Po raz pierwszy w historii mistrzostw świata zdyskwalifikowany został zawodnik za to, że ubrał zły kevlar. Mówiąc po ludzku i zrozumiale dla każdego – zły kombinezon. Ciężko to zrozumieć. To znaczy inaczej – łatwo jest zrozumieć ten przepis. Jeśli organizator mistrzostw zamieścił w regulaminie taki zapis, to jest to normalne. Cykl Grand Prix ma swoich sponsorów. I wymagane przepisami jest to, aby każdy zawodnik miał na kombinezonie logotypy tych sponsorów. To jasne – oczywiste. Nie ma się tutaj do czego przyczepić. Oprócz wymiaru kary…
Dyskwalifikowanie zawodnika za coś takiego jest dla mnie niepojęte. Jest to coś, co w absolutnie żadnym stopniu nie wpływa na dyspozycję sportową. Potrafiłbym zrozumieć tutaj jakąś karę administracyjną. Na przykład wysoka kara pieniężna. Większa, niż 600 euro, które jest przewidziane przepisami. Niech to będzie nawet 5000 euro – bez znaczenia. Albo – no nie wiem – odjęcie 3 punktów. Tak się załatwia tego typu sprawy w cywilizowany sposób. Ale całkowite wykluczenie z rywalizacji? Coś mi tutaj nie pasuje.
Stało się… Może to pole do dyskusji?
„Kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem treningu brałem udział w akcjach marketingowych, które skończyły się krótko przed kwalifikacjami. Wracając do busa, odruchowo wziąłem kevlar, który okazał się tym niewłaściwym. Pomimo mojego błędu, zostałem dopuszczony do treningu przez arbitra zawodów. Zarówno przed, jak i w trakcie, czy po kwalifikacjach nikt nie zgłaszał jakichkolwiek problemów (co oczywiście mnie nie usprawiedliwia). Na zawody miałem przygotowany już właściwy kevlar. O decyzji przewodniczącego jury zostałem poinformowany krótko przed zawodami, a odwołanie niestety nie przyniosło żadnych efektów – nie zostałem ostatecznie dopuszczony do zawodów” – oświadczył Zmarzlik.
W ostatecznym rozrachunku niewiele to zmienia. Natomiast trzeba podkreślić fakt, że do sytuacji doszło nie w zawodach, a w kwalifikacjach. Jeśli ktoś z państwa nie zna realiów żużlowych, to trzeba tutaj coś podkreślić. Kwalifikacje w cyklu Grand Prix nie mają większego znaczenia. Na stadionie nie ma wówczas zbyt wielu kibiców. Są transmitowane w niektórych telewizjach, ale ich oglądalność nie jest nawet blisko oglądalności właściwych zawodów. W skrócie – te kwalifikacje istnieją, ale mało kto je śledzi, bo koniec końców nie mają większego znaczenia.
Co to zmienia?
Oczywiście – to niczego nie zmienia. Jest przepis mówiący o tym, że zawodnik musi występować w kombinezonie z logotypami sponsorów. Kwalifikacje – jakkolwiek istotne, czy nie, by one nie były – są częścią rundy Grand Prix. Przy czym – nikt tutaj nie kwestionuje samego zapisu, a karę, która grozi za jego złamanie. Jest to – w moim odczuciu – skandaliczne. Wymiar kary w tym momencie jest kompletnie nieadekwatny do stopnia przewinienia. To nie wpływa na wynik sportowy. Ani trochę.
Rozumiem dyskwalifikację za kombinezon w skokach narciarskich. Tam ma to realny wpływ na długość skoku. Im większa powierzchnia kombinezonu, tym skoczek ma lepsze noszenie i leci dalej. To oczywiste. Ale tutaj? Dyskwalifikacja za to, że nie było jakiegoś logotypu? Dla mnie jest to absolutne kuriozum. Zresztą nie tylko dla mnie – umówmy się. Pisze o tym cały żużlowy świat. Dziennikarze – nawet ci duńscy – informują, że wygrał Duńczyk – Leon Madsen – ale podkreślają też, że wpływ na to miało wykluczenie Zmarzlika. Dla wielu osób niezrozumiałe wykluczenie. Sami zawodnicy zresztą też twierdzą, że to nie o to chodzi. Nie ma to nic wspólnego z duchem sportu. Oni się pod tym nie podpisują.
„Brak mi słów, ponieważ, tak jak powiedziałem, taki niewytłumaczalny błąd zdarzył się naszemu Teamowi pierwszy raz w życiu. Mogę zapewnić, że dołożymy wszelkich starań, aby nigdy więcej taka sytuacja nie miała miejsca. Dlatego teraz chciałbym serdecznie przeprosić wszystkich Sponsorów, tysiące Kibiców, którzy pojawili się w Danii oraz tych, których zawiodłem” – zakończył Polak oświadczenie.
Co teraz?
Do końca sezonu pozostała jedna runda. Finał w Toruniu. Zmarzlik wciąż ma 6 punktów przewagi nad Fredrikiem Lindgrenem i wciąż jest zdecydowanym faworytem do zdobycia mistrzostwa. Polak zapewne przypieczętuje ten tytuł w ostatniej rundzie, ale niesmak po decyzji sędziów pozostanie. Ten sezon zaraz się skończy. Zmarzlik będzie już czterokrotnym mistrzem świata. Ale razem z zakończeniem tego sezonu w świecie żużla – na najwyższych szczeblach – powinna pojawić się debata. Debata na temat tego, czy kara za złamanie tego przepisu jest na pewno adekwatna.