23 lutego startują 3-dniowe testy Formuły 1. Odbędą się one na torze Bahrain International Circuit. Zmiana miejsca testowania nastąpiła począwszy od sezonu 2021. Wcześniej testowano na Circuit de Barcelona-Catalunya, co było dosyć absurdalnym pomysłem (zresztą w sezonie 2022 też zorganizowano tam jedną część testów). Zespoły spotykały się tam z warunkami, których później nie ma podczas żadnego weekendu wyścigowego. Dla przykładu w tym roku rozpoczniemy w Bahrajnie, później jest Arabia Saudyjska, Australia, Azerbejdżan i Miami.
Do Europy zawitamy tak naprawdę dopiero w drugiej połowie maja, kiedy to odbędzie się Grand Prix Emilii Romanii na torze Autodromo Enzo e Dino Ferrari w Imoli. Później Monte Carlo… i dopiero Katalonia w pierwszy weekend czerwca. Do czego zmierzam? Południe Europy na przełomie maja i czerwca to już bardzo przyjemne temperatury… a testowanie w Katalonii w połowie lutego to pomysł… powiedzmy łagodnie – kompletnie niemiarodajny. Tym bardziej, że sezon otwierano wtedy… w Australii. Czemu miały służyć takie testy? Chyba wyłącznie temu, aby sprawdzić, czy samochód nie rozpadnie się na kawałki po 50 okrążeniach toru. Żadnych głębszych analiz nie mogło tam być.
Zresztą… testy i głębsze analizy to dosyć skomplikowana kwestia. W 2022 roku podczas testów sesje wygrywali chociażby Lewis Hamilton, Lando Norris, czy Charles Leclerc. Norris później tylko raz stanął na podium a mistrzostwo z ogromną przewagą zdobył… Verstappen. W 2021 roku na podium różnych sesji wskakiwali chociażby Esteban Ocon, Lando Norris, Pierre Gasly, Lance Stroll, czy Yuki Tsunoda. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że ci zawodnicy nie odegrali później specjalnie znaczących ról w walce o mistrzostwo świata.
Testy to bzdura?
Zmierzam do tego, że zimowe testy F1 kompletnie niczego nam nie dają, kompletnie niczego nie mówią. Najgorszym, co można zrobić, to wyciągać jakiekolwiek wnioski na podstawie tego, jakie zawodnicy uzyskają tam czasy. Jeśli ktoś jest pewny tego, że ma dobre tempo, to nigdy w życiu nie zaprezentuje go na testach. Zespoły się kryją z tym, co przygotowały na sezon. Dlatego do czołówki wbijają się ci, którzy na co dzień z tą czołówką nie mają niczego wspólnego.
Tak naprawdę prawdziwy potencjał bolidów poznamy dopiero 4 marca podczas sesji kwalifikacyjnej przed Grand Prix Bahrajnu. Dopiero wtedy będziemy mieli pewność, że wszyscy zawodnicy jadą na 100 procent możliwości – swoich oraz bolidu. Dopiero 4 marca okaże się kto przygotował dobry bolid, a kto kompletnie przespał zimę i już może pracować nad samochodem na sezon 2024. Oczywiście to nie oznacza, że testów nie należy śledzić. Tym bardziej, że w tym roku śledzenie testów będzie dosyć komfortowe. Relację przeprowadzi Viaplay, czyli miejsce, gdzie oglądać będzie można cały sezon F1. Transmisje od czwartku do soboty w godzinach 8:00-12:00 oraz 13:00-17:30.
Wracając jeszcze na moment do tego wyciągania wniosków… Naturalnie nie wolno tego robić po wynikach testów. I po Bahrajnie… też radziłbym się z tym wstrzymać. Kto wie – być może obszerną i sensowną analizę będzie można wykonać dopiero… no właśnie, kiedy? Po Grand Prix Bahrajnu cztery kolejne wyścigi odbędą się na torach ulicznych – w Arabii Saudyjskiej, Australii, Azerbejdżanie i Miami. Później Grand Prix Emilii Romanii, ale później znowu tor uliczny w Monako. Znowu klasyka, czyli Katalonia… i po niej znowu tor uliczny, czyli Kanada. Na dziewięć pierwszych rund sezonu, sześć zostanie rozegranych na torach ulicznych.
Pytania, pytania…
W tym momencie w głowach mamy mnóstwo pytań. Kto będzie mistrzem świata? Nie wiemy tego. Ostatnie dwa tytuły padły łupem Maxa Verstappena, natomiast unosi się wokół nich bardzo nieprzyjemny zapach. W ubiegłym sezonie światek F1 żył aferą związaną z tym, że zespół Red Bulla przekroczył dopuszczalny budżet, przez co miał zyskać nieuczciwą przewagę. Według niektórych, nawet 0,5 s na okrążenie. Mistrzostwo w 2021 roku do dzisiaj wywołuje kontrowersje. Ówczesny dyrektor wyścigowy F1 Michael Masi podjął na koniec tak złą i absurdalną decyzję, że stracił pracę. Decyzję, którą pośrednio wręczył tytuł Verstappenowi – dodajmy.
Zresztą, nie ma większych wątpliwości co do tego, że ogromną rolę w tytułach Verstappena odegrał jego zespołowy kolega, Sergio Perez. Kiedy Perez pomagał Verstappenowi, wszystko było w porządku. Ale kiedy już Verstappen miał pomóc Perezowi… sytuacja nagle się zmieniła. Holender zachowywał się jak rozwydrzony bachor, który za dużo sobie wyobraża. PR załagodził temat, ale nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że zadra w sercu Meksykanina pozostała. „Pokazał, jaki jest naprawdę” – mówił na gorąco Perez po incydencie, w którym Verstappen zignorował polecenia zespołu. Swoim ruchem prawdopodobnie pozbawił swojego kolegę tytułu wicemistrza świata.
Perez wie, że odegrał rolę w tytułach Holendra. „Verstappen zawdzięcza mi swoje dwa tytuły mistrza świata” – mówił sam zainteresowany. Widzą to też kibice i eksperci, ale nie wszyscy chcą mówić o tym głośno. Nie dość, że FIA ujawniła naruszenia przepisów zespołu i teraz będzie mieć na niego podwójne baczenie, to należy powątpiewać w to, czy Perez będzie już tak ochoczo pomagał Verstappenowi. Być może Holender przez swoje szczeniackie, nieodpowiedzialne zachowanie stracił swój najważniejszy argument i najważniejszą przewagę?
Zmiana warty?
Medialne doniesienia mówią o tym, że ze swojego bolidu nie jest zadowolony Mercedes. Głośno mówi się o tym, że ekipa już teraz pracuje nad „planem B” i nad ogromnymi poprawkami, które mają wejść w trakcie sezonu. A być może to wyłącznie zasłona dymna? Niech inni sobie myślą, że Mercedes jest bez szans. Dla stajni z Brackley to lepiej… zdecydowanie. Zawsze lepiej pracować w ciszy i skupiać się na swoich zadaniach.
W zupełnie innym miejscu jest Ferrari. Ekipa z Maranello jest zachwycona konstrukcją SF-23. Czy to w końcu jest ten sezon? Trzeba przyznać, że już w 2022 roku bolid Ferrari prezentował się nad wyraz dobrze. Jeśli legendarna włoska stajnia podjęła zimą dobre decyzje, to SF-23 będzie jeszcze bardziej konkurencyjne. Bo o to, czy odpowiedni poziom dostarczą Charles Leclerc i Carlos Sainz nie ma co się martwić. Bardziej martwiłbym się tym, czy nawet z kapitalnym bolidem i kapitalnymi zawodnikami stratedzy Ferrari i tak znowu wszystkiego nie zepsują.
Zresztą, Ferrari już teraz jest pod ostrzałem innych zespołów. Wątpliwości budzą chociażby wloty powietrza. W Maranello już teraz muszą się tłumaczyć. Czy w Red Bullu się dogadali znów będą mocni? Czy Mercedes stosuje zasłonę dymną przed startem sezonu? Ferrari się chwali, żeby ukryć niedoskonałości? A może w Maranello przygotowali bolid niezgodny z regulaminem? Nie znamy odpowiedzi na żadne z tych pytań… i trzydniowe testy w Bahrajnie nam też na te pytania nie odpowiedzą…