Max Verstappen według wielu kibiców i ekspertów nigdy nie będzie prawdziwym mistrzem. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nikt nie zapomni przecież o tym, co wydarzyło się na koniec ubiegłego sezonu F1. Nikt nie zapomni o skandalicznych decyzjach Michaela Masiego, który swoją decyzją sam „koronował” Holendra. Sędziowie popełnili wtedy masę błędów i przyznała się do tego sama FIA. Ale Max tytuł zatrzymał…
A więc od początku można by kwestionować pierwszy tytuł. A teraz oliwy do ognia dolewa kolejna afera związana z ekipą Red Bull Racing. FIA potwierdziła, że zespół przekroczył limit finansowy w 2021 roku. Nie podano natomiast o ile RBR przekroczył limit i jaka będzie w tej sytuacji kara. Prawdopodobnie na werdykt będziemy czekać jeszcze bardzo długo. Co kolejny raz sprawia, że zastanawiamy się zarówno nad pierwszym, jak i drugim mistrzostwem Holendra.
Szef Ferrari, Mattia Binotto, podkreśla, że przekroczenie limitu nawet o 1-2 miliony sprawia, że zespół zyskuje przewagę rzędu 0,1-0,2 s na jednym okrążeniu. Przy przekroczeniu budżetu o 5 milionów przewaga z takiego nielegalnego limitu może wynieść nawet 0,5 s. Zresztą podobne stanowisko ma w tej kwestii Mercedes. Rywale są wściekli i mówią wprost co sądzą o przekroczeniu limitu budżetu.
Nad F1 unosi się smród…
Nieoficjalnie mówi się o tym, że Red Bull Racing miał przekroczyć limit o 1-2 miliony, natomiast wciąż to przekroczenie limitu, które – jak twierdzi Binotto – może dać nawet 0,2 s przewagi na okrążeniu. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że 0,2 s przewagi na okrążeniu to przewaga decydująca w F1 o tym, kto wygra kwalifikacje, a kto wystartuje np. z drugiej linii. To przewaga, która może decydować o pozycjach w wyścigach. I – co najważniejsze – według Binotto nie ma wątpliwości, że taka nielegalna przewaga ma wpływ na minimum 2 sezony.
To wystarczyło. Teraz kibice i część ekspertów poddają w wątpliwość nie tylko uczciwość wywalczenia pierwszego, ale również drugiego tytułu przez Maxa Verstappena. Oczywiście pomimo zapowiedzi surowego karania przez FIA, nikt nie spodziewa się tutaj żadnych odważnych decyzji. Skończy się pewnie jakąś „śmieszną” jak na standardy F1 karą finansową i panowie się rozejdą w niesmaku.
Mam wrażenie, że FIA traci kontrolę nad F1. Kwestia tych limitów finansowych to jedno. Nie mam wątpliwości, że inne zespoły wkrótce będą robić to samo. Skoro nie ma żadnych konsekwencji, oprócz jakichś śmiesznych kar finansowych, to dlaczego nie naginać budżetu i nie stworzyć lepszego bolidu? Dokładnie takie jest teraz przesłanie. Przy budżetach liczonych w setkach milionów dolarów taka kara niczego nie zmieni. Można naginać budżety i znowu wygrywać – dlaczego nie wykorzystać bezradności FIA?
A to wciąż nic…
Budżety i limity to tylko jedna z afer. Sędziowie nadal są grubo poniżej poziomu możliwego do zaakceptowania nie tylko przez kibiców i ekspertów, ale też przede wszystkim przez zawodników. Ich decyzje wołają o pomstę do nieba. Chociażby ta z Japonii, w której wypuszczono na tor dźwig – w deszczu i mgle z widocznością nie przekraczającą 5 metrów.
Pierre Gasly przemknął 200 km/h ok. 2 metry od dźwigu. Francuz nie krył złości. Stwierdził wprost, że parę metrów w bok i by zginął. Czy ktoś tam myśli o tym, co robi? Przecież w bliźniaczych okolicznościach w 2014 – również na torze Suzuka – zginął Jules Bianchi. Kierowca wypadł z mokrego toru i uderzył… w dźwig, który zbierał z toru inny bolid. Mówimy o poprawie bezpieczeństwa, o tym, że te wypadki doprowadzają do zmiany przepisów. Tymczasem na tym samym torze, w tych samych warunkach, ktoś znowu wypuszcza na tor dźwig? Jest dosłownie 2 metry od tragedii…
This is nuts – a recovery vehicle was on the track before the race was red flagged pic.twitter.com/arsp5TT88S
— Nate Saunders (@natesaundersF1) October 9, 2022
To tylko wierzchołek góry lodowej. Sędziowie nie panują nad tym, co się dzieje. Podejmują złe decyzje, rozstrzygają konflikty po wyścigach. Nie znamy zwycięzców, nie znamy mistrzów, nie wiemy kto, jak i dlaczego liczy punkty w konkretny sposób. Nie rozumiemy, dlaczego wygrywa ten, a nie inny kierowca. Istnieją jakieś przepisy, których zespoły nie przestrzegają i zyskują dzięki temu przewagę. O co tutaj chodzi? Czy my jeszcze rozumiemy F1? Czy my taką niejasną, pełną nieścisłości F1 jesteśmy w stanie jeszcze kochać i się nią żywo interesować?