Max Verstappen się doigrał. Fenomenalny wyścig F1 w Meksyku. Red Bull zaczyna tracić coraz więcej

F1 pokazała nam się wczoraj z kapitalnej strony. Grand Prix Meksyku można zaliczyć do grona najciekawszych wyścigów tego sezonu. Szczególnie jego pierwszą połowę, kiedy to na torze Autodromo Hermanos Rodriguez działo się więcej, niż w kilku rundach razem wziętych. Verstappen w końcu się doigrał. Ferrari i McLaren potwierdziły, że mają najlepsze tempo. Z czego jeszcze zapamiętamy rywalizację w Mexico City?

F1 Formuła 1 Grand Prix Meksyku
Podaj dalej

Końcówka sezonu F1 nabiera koloru

Już sam początek wyścigu F1 o Grand Prix Meksyku był fantastyczny. W gruncie rzeczy nie mogło być inaczej. Na Autodromo Hermanos Rodriguez występuje najdłuższy dojazd do pierwszego zakrętu w sezonie Formuły 1. Bolidy mogą się napędzić, złapać w tunel aerodynamiczny i błyskawicznie się do siebie zbliżać. Ten pociąg pędzący przy ogromnej prędkości do pierwszego zakrętu często wymyka się spod kontroli. Tak było i tym razem. Chociaż na czele większych zmian nie było, to Alex Albon i Yuki Tsunoda zakończyli swój wyścig jeszcze na prostej startowej. Taj i Japończyk nie przejechali zatem nawet 1 kilometra rywalizacji.

F1 Formuła 1 Grand Prix Meksyku
fot. Zak Mauger / LAT Images / Pirelli F1 Press Area

Bardzo szybko zagotował się Max Verstappen. Holender tradycyjnie przyjął zasadę „nikt mnie nie wyprzedzi” i „wywiozę każdego poza tor”. O ile w Stanach Zjednoczonych w skutek absurdalnych decyzji sędziów liderowi Red Bulla taka strategia uszła płazem… tak tutaj z Holendrem obchodzono się już tak, jak powinno się to robić zawsze. Oczywiście Verstappen nie zna takiego pojęcia, jak „zostawić komuś miejsce”. Postawa Holendra w F1 jest po prostu irytująca. Natomiast tym razem dostał za swoje bezczelne zachowanie odpowiednią karę.

Plus 20… i koniec walki

Holender dwukrotnie wywiózł poza tor Lando Norrisa. W tym za drugim razem zrobił to w tak skandalicznym i absurdalnym stylu, że można było zaniemówić. Sędziowie zajęli się tym tematem i tym razem dostrzegli oczywiste dla wszystkich fakty. 10 sekund kary za pierwszą sytuację, 10 sekund kary za drugą… i Max w praktyce pożegnał się z walką o podium. Kolejne skandaliczne wybryki Holendra na torze tym razem nie były tolerowane. 6. miejsce – tylko na tyle mógł liczyć w Meksyku.

F1 Formuła 1 Grand Prix Meksyku
fot. Zak Mauger / LAT Images / Pirelli F1 Press Area

Zresztą, to nie był dobry wyścig Red Bulla. Zagotowany Max Verstappen to jedno. Natomiast błąkający się „jak dziecko we mgle” Sergio Perez to jeszcze coś innego. Meksykanin ruszał do wyścigu niemal z samego tyłu stawki. Przez to od samego początku był uwikłany w walkę, w której nikt nie miał zamiaru mu ustępować. I ten fakt Pereza bardzo dziwił… Jeden z takich pojedynków zakończył się sporymi uszkodzeniami bolidu. To sprawiło, że Sergio do samego końca wyścigu nie miał już tempa i skończył rywalizację na ostatnim miejscu. Kara czasowa za złe ustawienie na starcie też nie pomogła. Nie rozumiem, jak taki zespół i tak doświadczony kierowca może wpaść na czymś takim…

Absurdalna walka o dodatkowy punkt

Przez bardzo długi czas najlepsze okrążenie w wyścigu miał Lando Norris. Oczywiście Red Bull nie chciał pozwolić na to, aby ich rywale zgarnęli dodatkowy punkt, więc do zadania musiał wkroczyć ich drugi zespół. Pomijając kwestie moralne, Liam Lawson rzeczywiście odebrał najlepszy czas okrążenia Lando Norrisowi. Jednak tym razem Red Bull bardzo mocno się przeliczył. Po miękkie opony zjechał też bowiem… Charles Leclerc. W odpowiedzi na to Red Bull ściągnął też Sergio Pereza.

F1 Formuła 1 Grand Prix Meksyku
fot. Steven Tee / LAT Images / Pirelli F1 Press Area

Obaj panowie mieli stoczyć na ostatnim okrążeniu pojedynek o jeden dodatkowy punkt. Charles Leclerc oczywiście pojechał jak natchniony i bez problemu wykręcił najszybszy czas okrążenia. Tymczasem Perez… no cóż. Powiedzmy, że nie był nawet blisko. I nikt o zdrowych zmysłach nie wierzył w to, że Meksykanin w aktualnej formie, z aktualnym pakietem i uszkodzonym bolidem może tam cokolwiek zdziałać. Red Bull równie dobrze mógł sobie darować tę próbę i oszczędzić wstydu. Zarówno sobie, jak i Perezowi, który jechał przecież domowy wyścig.

Sainz wygrywa po raz czwarty w F1

Zwyciężył ostatecznie Carlos Sainz, który w gruncie rzeczy nie był przez nikogo nękany przez większą część wyścigu. Tylko na samym początku Hiszpan był uwikłany w walkę z Maxem Verstappenem, natomiast bardzo dobrze wiemy, co stało się później z Holendrem. Zresztą, jeszcze przed karą Sainz wyprzedził Verstappena na torze bez większych problemów. Później kierowca Ferrari w pełni kontrolował przebieg rywalizacji i zapisał na swoim koncie 4 zwycięstwo w swojej karierze w F1. Drugi był ostatecznie Lando Norris, trzeci Charles Leclerc.

F1 Formuła 1 Grand Prix Meksyku
fot. Zak Mauger / LAT Images / Pirelli F1 Press Area

W klasyfikacji kierowców przewaga Verstappena nad Norrisem zmalała do 47 punktów. Oznacza to, że na przestrzeni czterech pozostałych weekendów (w tym dwóch ze sprintem) Brytyjczyk musiałby odrabiać średnio po 12 punktów, jeśli chciałby wyprzedzić Holendra. To oczywiście bardzo mało prawdopodobne. Wśród konstruktorów prowadzi McLaren z dorobkiem 566 punktów. Drugie jest Ferrari z 537 oczkami, zaś na trzecie miejsce po fatalnym weekendzie spadł Red Bull, który do stajni z Maranello traci 25 punktów. F1 wznowi rywalizację już w nadchodzący weekend podczas Grand Prix Brazylii w Sao Paulo. Będzie to weekend sprinterski.

Zdjęcie wyróżniające: Andy Hone / LAT Images / Pirelli F1 Press Area

Przeczytaj również