– Dziękuję kibicom – jesteście wspaniali, najlepsi na świecie, tworzycie najlepszą atmosferę – powtarzał niegdyś po dosłownie każdym wygranym wyścigu Lewis Hamilton. Próba zjednania sobie widowni? Pewnie tak… a może tylko wyuczone, PR-owe powiedzonko. – To był nasz najlepszy rajd w karierze – powtarza Marczyk po każdej zakończonej rundzie ERC. W tym jednak przypadku te słowa nie są sposobem na przypodobanie się komukolwiek. To nie PR. To mantra, to statystyka, to passa. Niech nigdy się nie kończy!
Najważniejsze jest to, że sama załoga ORLEN Team czuje, że wykonuje postęp. Miko i Szymon mają wewnętrzne przekonanie, że z rajdu na rajd podnoszą swój poziom i umiejętności sportowe. My nie mamy absolutnie żadnych podstaw ku temu, aby w to wątpić. Dlaczego? A no dlatego, że wyniki się „zgadzają”. Są miejsca na podium, są wygrywane oesy – jest cały czas absolutny czub, trzon mistrzostw Europy.
Na Kanarach nasza załoga przegrała z załogą Łukjaniuk / Arnautow. Nie będziemy tutaj zbytnio rozwodzić się na temat tego z kim mamy do czynienia. 2-krotny mistrz Europy, na Kanarach obecny po raz szósty – wygrywał tam już w 2017 i 2018 roku. Drugie miejsce zajęła załoga Llarena / Fernandez. To ich rajd domowy, przecież to Hiszpanie. Obecni na Rajdzie Wysp Kanaryjskich po raz czwarty.
Progres jest widoczny gołym okiem
Lekkim niedopatrzeniem byłoby użycie stwierdzenia, że Marczyk przegrał ten rajd z Llareną. Różnica na mecie między nimi wyniosła 7,2 s. W tym momencie należy przypomnieć karę 10 sekund, którą Polacy otrzymali pierwszego dnia rywalizacji. Falstart, jeśli w ogóle dał im jakąkolwiek przewagę, to mogło to być… 0,1 s? 0,2 s – maksymalnie. Natomiast przepis jest przepisem. Skoro w regulaminie stoi 10 sekund kary, to załoga otrzymała 10 sekund kary – to oczywiste.
Zmierzam do tego, że przegrać z takimi zawodnikami to nie wstyd. Mówimy o najmocniej obsadzonej lidze rajdowej świata. Mówimy o rajdzie, w którym rok temu Marczyk zajął 9. miejsce i stracił do zwycięzcy 0,76 s/km. Teraz Polacy są 3. i stracili do zwycięzcy 0,30 s/km. Tu nie chodzi wyłącznie o patrzenie na wyniki z tego roku i zachwycanie się tym, że są na podium – czy to w rajdach, czy punktacji całego sezonu. Chodzi o to, aby na moment się zatrzymać i porównać te wyniki chociażby z sezonem 2020.
To wszystko daje do myślenia. To wszystko sugeruje nam, że rozwój tej załogi postępuje – nie zatrzymuje się nawet na moment. Pytanie brzmi – gdzie jest sufit? Jak utrzymać tempo rozwoju, lub nawet go przyspieszyć? Uważam, że to jest możliwe.
Czy to już pora?
Jeśli mowa o nieustającym rozwoju, w pewnym momencie Marczyk będzie musiał zagościć na trasach Rajdowych Mistrzostw Świata. Czy załoga musi wcześniej za wszelką cenę walczyć o tytuł w mistrzostwach Europy? Nie, oczywiście, że nie. ERC w tym przypadku nie są zapewne celem docelowym na przyszłość. Czy to już czas na przesiadkę? Zobaczymy!