Według ekspertów transfer George’a Russella do Mercedesa jest już przyklepany. Zespół ma tylko czekać na odpowiedni moment, aby to ogłosić. To bardzo nie podoba się jednej osobie… no może dwóm. Valtteri Bottas z oczywistych względów nie może być z tego zadowolony. Ale Lewis Hamilton też nie dopuszcza do siebie myśli, że jego partnerem w nowym sezonie będzie ktoś inny, niż właśnie Fin.
Hamilton wielokrotnie nalegał, aby to Bottas był jego zespołowym kolegą w 2022 roku. Mówił o tym głośno, wprost. Nieoficjalne źródła donoszą, że kiedy ekipa poinformowała Brytyjczyka o tym, że do zespołu dołączy Russell, ten miał aż kipieć z wściekłości. Podobno Lewis do tej pory nie zaakceptował tej decyzji. Inna sprawa jest taka, że jego słowa w Mercedesie prawdopodobnie nie mają już żadnej siły sprawczej.
George Russell udowodnił wielokrotnie, że zasługuje na ten fotel. Pokazał to już wiele razy w zeszłym sezonie, m.in. podczas niewiarygodnego wyścigu na torze Sakhir w Bahrajnie. Tam w sportowy sposób zniszczył Bottasa pod nieobecność Hamiltona. O transferze mówiło się głośno od początku tego sezonu i prawdopodobnie został on „przyklepany” już kilka tygodni temu. A jeśli Mercedes się zastanawiał, czy zrobił dobrze, to poprzedni weekend na Spa rozwiał wszelkie wątpliwości.
Lewis boi się George’a
Zachowanie Hamiltona pokazuje w pewnym sensie jego słabość. Brytyjczyk daje do zrozumienia, że boi się Russella. Dlaczego nalegał na Bottasa? Bo ten jest słaby. Nigdy nie był dla niego zagrożeniem, nigdy nie „podskakiwał”. Zadowalająca była dla niego rola wiecznie drugiego… poniekąd pomagiera lidera. Zespół też nie ukrywał tego, że liderem jest Hamilton i Bottas jest w tym zespole po to, żeby mu pomagać.
Hamiltonowi taki układ się podobał. Wszyscy walczyli dla niego, nawet zespołowy kolega, który teoretycznie powinien być pierwszym rywalem do pokonania. Valtteri nie mógł pokonać Lewisa – dosłownie nie mógł, nawet kiedy była taka możliwość, to panowie zamieniali się miejscami na torze. To po doświadczeniach Lewisa z Nico Rosbergiem było wręcz kojącym doświadczeniem. Ale teraz w mniemaniu Lewisa koszmar powraca – jego słowa dosadnie świadczą o tym, że boi się Russella.
Hamilton jest wewnętrznie przekonany o tym, że George może go pokonać. Przecież widział co z jego kolegą Sebastianem Vettelem zrobił w Ferrari też świeżutki młodzian, Charles Leclerc. Niby na początku sezonu role były ustalone, ale nagle okazało się, że Leclerc jest o niebo lepszy od Vettela i zespół drastycznie zmienił swoje priorytety. Hamilton wie, że to samo może spotkać jego. Może, ale oczywiście nie musi.
Młody poczeka…
Hierarchia będzie ustalona. Hamilton z naturalnych powodów będzie na starcie sezonu 2022 numerem jeden. Russell o tym wie, natomiast wie też pewnie coś innego. Wie, że wkrótce era Lewisa się zakończy i Brytyjczyk zniknie z F1. Głośno mówi się o tym, że to jest ostatni kontrakt Hamiltona w królowej motorsportu. Nawet jeśli młodszy z Brytyjczyków będzie musiał poczekać ten sezon, czy dwa, z wizją późniejszego dominowania w F1, to z całą pewnością weźmie to w ciemno.
Nie chce mi się nawet komentować pewnych wycieczek Lewisa w kierunku George’a. Kilka dni temu Lewis na zdjęciu z psem oznaczył Russella. Pinezkę George’a umieścił właśnie na swoim psie. Oczywiście od razu wszyscy powiedzieli, że to przypadek… ale ja w takie przypadki chyba nie wierzę. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co by było, gdyby taki przypadek wydarzył się w drugą stronę. Gdyby ktoś inny oznaczył Hamiltona jako psa. Rozmowom o rasizmie w F1 nie byłoby końca.
Jedno jest pewne. Karuzela ruszyła. Kimi Raikkonen zwolnił miejsce w Alfie Romeo prawdopodobnie właśnie dla Valtteriego Bottasa. Teraz tylko czekać na potwierdzenie tego transferu i ogłoszenie, że Russell jest nowym kierowcą Mercedesa. I Hamilton tą wizją jest absolutnie przerażony.