F1 widziała w przeszłości mnóstwo niesamowitych rywalizacji. Prawdopodobnie najlepsza z nich to ta pomiędzy Alainem Prostem i Ayrtonem Senną. Nigel Mansell kontra Nelson Piquet, Michael Schumacher i Mika Hakkinen… ta, o której powstawały filmy, czyli James Hunt kontra Niki Lauda. Każda z tych par elektryzowała świat. Kibiców, ekspertów, również innych zawodników. To prawdziwe legendy.
Tak samo jest teraz z rywalizacją Maxa Verstappena i Lewisa Hamiltona. To już teraz jest batalia, która będzie wspominana latami. Zresztą, ona się jeszcze nie kończy. Tak naprawdę jej szczytowa faza rozpoczęła się w tym roku, kiedy Red Bull wreszcie dojechał z bolidem i jest w stanie rywalizować z Mercedesem. Obaj panowie przed finałowym wyścigiem sezonu mają po 369,5 punktu. A to sprawia, że w Abu Zabi będzie się działo!
Nie jestem w stanie w tym momencie stwierdzić, kto ma większe szanse. Jeszcze przed GP Arabii Saudyjskiej byłem przekonany, że faworytem jest Lewis Hamilton, który wciąż ma stosunkowo świeży i bardzo mocny silnik. Jednak w miniony weekend tej przewagi jednostki nie było widać. Tempo obu kierowców było równe i ciężko było o jakąś bardziej znaczącą różnicę. W Abu Zabi będzie pewnie podobnie.
Kontrowersje – kto był winny?
Obaj mają tyle samo punktów, więc sprawa jest prosta. O wszystkim zadecyduje ostatni wyścig sezonu. Kto będzie wyżej – wygra. Chociaż do takiego scenariusza w ogóle nie musiało dojść. Wyścig w Arabii Saudyjskiej przyniósł mnóstwo kontrowersji. Zacznijmy od tego, że Verstappen znów popełnił błąd. Lewis wyprzedził go z DRS-em, ale panowie wpadli w zakręt razem. Max w swoim stylu niezwykle agresywnie chciał wywieźć swojego rywala z toru.
Podobnie jak w Brazylii, Holender nie był zainteresowany wierzchołkiem zakrętu tylko tym, żeby nie zostawić dla Brytyjczyka nawet centymetra wolnego miejsca po zewnętrznej i upewnić się, że ten znajdzie się poza torem. Natomiast tym razem nawet przy tym manewrze Max popełnił błąd, zarzuciło nim i wyjechał z toru. Prosta, oczywista sprawa – zyskanie przewagi poza torem, które zawsze się kończy w ten sam sposób – oddaniem pozycji.
I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa. Max otrzymał informację o tym, że musi przepuścić Lewisa. Problem w tym, że Lewis nie otrzymał wiadomości, że Max będzie go puszczał. Verstappen zaczął zwalniać na bardzo długim lewym zakręcie. Jadący za nim Hamilton też zaczął zwalniać, nie za bardzo wiedząc co się dzieje. Brytyjczyk był przekonany, że Holender gra z nim w kotka i myszkę. Że zwalnia, hamuje celowo i próbuje nabić go w butelkę – aby ten popełnił jakiś błąd.
Nie wiedział, że Holender go puszcza…
W pewnym momencie w mojej ocenie Hamilton nie wiedział już co zrobić. Z obu stron dosyć blisko była ściana, manewr wyprzedzania Verstappena, który jechał środkiem i wężykował, mógł się zakończyć na ścianie. Z prawej było za mało miejsca, z lewej… pojawiła się luka, tor się poszerzył – Hamilton chciał pojechać tamtędy. Po prostu – w pewnym momencie zabrakło dla niego miejsca i uderzył w bolid Red Bulla, który wyraźnie hamował.
Rozumiem poruszenie, jakie wywołał ten incydent. Gdyby Hamilton dostał karę, nie moglibyśmy mieć do sędziów pretensji. Z drugiej strony Max kilka razy zmieniał tor jazdy i nie ułatwiał Lewisowi zadania. Niby próbował go przepuścić, ale mam wrażenie, że robił to w taki sposób, aby za wszelką cenę mu się to nie udało. Zresztą, nawet gdyby Hamilton wiedział, że Verstappen go puszcza, to i tak by go nie wyprzedził. Max celowo wybrał takie miejsce, aby w punkcie detekcji DRS być tuż za Lewisem i po chwili z tymże DRS-em go wyprzedzić. Lewis nigdy by się nie nabrał na taką gierkę Red Bulla.
Mówimy o potwornych kontrowersjach i emocjach, których nie może zabraknąć w tak niesamowitej walce o mistrzostwo. Jedni będą obwiniać drugich i nawzajem. Do końca sezonu tam nie będzie miękkiej gry. Nie zdziwię się w ogóle, jeśli w Abu Zabi obaj panowie znów się gdzieś spotkają na torze i powalczą na łokcie. Rywalizacja o tytuł jest niezwykła. Nikt nie chce zakończyć jej jako przegrany. W tej konkretnej sytuacji każdy ma jakieś swoje racje. Sędziowie uznali, że Holender zbyt mocno zahamował podczas manewru i to on swoim zachowaniem doprowadził do zderzenia. Kwestia interpretacji. Ja nie mam zamiaru się z tym kłócić.
Czas na finał
Nie stwierdzę, kto moim zdaniem był winnym całego zamieszania. Być może był to Hamilton. Natomiast nigdy nie uwierzę, że zrobiłby to celowo. Trzeba być wyjątkowo nierozgarniętym, aby pomyśleć, że Brytyjczyk celowo naraziłby się na takie uderzenie, potencjalne zniszczenie całego przodu swojego bolidu i wypadnięcie z wyścigu, bądź w najlepszym przypadku zjazd po nowe skrzydło. Każdy doskonale wie, że to zakończyłoby sezon i Max zostałby mistrzem. Każdy, kto uważa, że Hamilton by zaryzykował, bo… no właśnie, nie wiadomo za bardzo dlaczego miałby to robić… ten ma chyba „nie równo pod sufitem”.
Prawda jest taka, że Hamilton tak czy inaczej wygrałby ten wyścig. Strategia Red Bulla znów zawiodła i kiedy Lewis na twardych oponach pewnie jechał do mety, Verstappen nie potrafił opanować swojego bolidu na zużytej średniej mieszance. Nawet gdyby nie doszło do żadnej wymiany pozycji, ani żadnego uderzenia, Max i tak nie miał kompletnie żadnych narzędzi do tego, aby w końcówce wyścigu się obronić przed Brytyjczykiem.
Do końca sezonu pozostało wyłącznie Grand Prix Abu Zabi. Wyścig rozpocznie się w niedzielę, 12 grudnia, o godzinie 14:00. Czy dojdzie do kolejnego zderzenia pretendentów? W ogóle bym się nie zdziwił. To będzie kapitalne show.