O fakcie, że politycy są wyjęci z rzeczywistości, nie należy nawet dyskutować. W zeszłym tygodniu wicepremier Jacek Sasin twierdził, że ceny paliw na poziomie 4 zł za litr są zasługą rządów PiS, bo za czasów rządów PO, w 2014 roku, cena wynosiła 5,36 zł za litr.
Najwyraźniej premier Sasin zapomniał o całej pandemii koronawirusa i o jej potencjalnym wpływie na ceny paliw. Niestety, wszystko wskazuje na to, że wicepremier znów nie popisał się intelektem, a co gorsza, wypowiedział swoje słowa w najgorszym możliwym momencie.
Ceny na stacjach idą w górę. Drożeje benzyna, drożeje diesel i drożeć będą nadal. Już teraz benzynę kupujemy średnio za 4,14 zł/litr, a diesla za 4,17 zł/litr. Skąd wzięły się obniżki w zeszłych miesiącach? Oczywiście ze spadku zapotrzebowania na paliwo, spowodowanego pandemią koronawirusa. Ale pandemia (sądząc po znoszeniu kolejnych ograniczeń) już się skończyła, a co za tym idzie, popyt wrócił.
A jeśli wrócił popyt i ludzie znów potrzebują paliwa, ceny naturalnie idą w górę i szybko wrócą do poziomu sprzed pandemii. Półtora miesiąca temu cena ropy spadła poniżej zera. Teraz kosztuje już 40 dolarów za baryłkę. Wszystko zatem idzie w górę. Dodatkowo, nadal funkcjonują ograniczenia w produkcji ropy, a to wszystko nie może pozytywnie wpłynąć na cenę. Przynajmniej w oczach kierowców.
Jak szybko ceny paliw wzrosną do poziomu 5 zł/litr? Tego na razie nie wiadomo. Wiadomo za to, że musimy szybko zapomnieć o pułapie 4 zł/litr.