Kolejny koń zginął na drodze do Morskiego Oka. Czy to w końcu pora, aby wpuścić tam samochody?

W ubiegłym tygodniu na drodze do Morskiego Oka doszło do wypadku, w wyniku którego ucierpiał koń. Nie udało się go uratować. Może pora skończyć z wykorzystywaniem zwierząt? Przecież technologia poszła wystarczająco do przodu.

Kolejny koń zginął na drodze do Morskiego Oka. Czy to w końcu pora, aby wpuścić tam samochody?
Podaj dalej

Do wypadku doszło na drodze do Morskiego Oka. Koń ciągnący wóz został spłoszony przez latający śmigłowiec TOPR. Zwierzę zaczęło uciekać, uderzyło w barierki, przeleciało przez nie i leżało do góry nogami. Kolejnego konia udało się złapać.

Pomimo szybkiej interwencji weterynarza, zwierzęcia nie udało się uratować. Poszkodowany został również woźnica, który próbował ratować konie. Jego pogotowie zabrało do szpitala. To nie pierwsza tego typu sytuacja. Może w końcu należałoby zaprzestać tych praktyk i sprawić, aby sytuacja nad Morskim Okiem się poprawiła?

Koń nad Morskim Okiem – temat sporów

Temat koni ciągnących turystów do Morskiego Oka budzi kontrowersje od wielu lat. Pomimo wielu sprzeciwów, zwierzęta nadal są zaprzęgane do pracy. A jak można rozwiązać ten problem? Jest na to wiele sposobów.

Przede wszystkim powinniśmy coś rozgraniczyć. Po co są fosiągi? No właśnie. Obecnie każdy może z nich skorzystać. W sezonie po prostu musimy ustawić się do kolejki, zapłacić 50 zł i jedziemy do jednego najpiękniejszych miejsc w Polsce. Poza sezonem cena to jakieś 40 zł. Fosiągi ruszają około godziny 7:30, zaś koniec jazdy to godziny między 20, a 21.

Czy dla koni takie przejazdy to tortura? To zależy w jaki sposób patrzeć na temat. Jeśli właściciel dba o konie, odpowiednio się nimi zajmuje i jeśli przestrzegane są wszelkie zasady, np. dotyczące wagi, ładowności itd. to teoretycznie koń jest do tego przygotowany. Zresztą, znalazłem w sieci pasujący tu komentarz.

Czy koń jest tam torturowany? 

Koń jest tak stworzony i ma tyle siły, że może spokojnie ciągnąć wóz z ludźmi i od zarania dziejów był do tego wykorzystywany… Jeśli woźnica nie będzie przesadzał z ilością ludzi i nie będzie pazerny to i on zarobi a i koń będzie miał utrzymanie… Nie róbmy dramy z tego co jest normalne… Wiadomo o zwierzęta trzeba dbać i karygodne jest jeśli ktoś zmusza je do pracy ponad siły… Tacy powinni tracić prawo do posiadania takiego zwierzęcia i mieć adekwatną karę do przewinienia… Np grzywna… – napisała pod jednym z tekstów na Portalu Tatrzańskim pani Edyta.

I chyba należy się z tym zgodzić. Koń jako zwierzę jest wykorzystywany do różnych prac. Przecież pracują one też np. w lesie. Konik żyjący sobie w stadninie wyłącznie po to, aby za dnia biegać sobie po łące to przecież utopia. Należałoby się zatem zastanowić nad wykorzystywaniem zwierząt do pracy w ogóle. Jeśli postanowimy, że konie nie mogą pracować na drodze do Morskiego Oka, to automatycznie musielibyśmy nałożyć zakaz na wykorzystywanie wszystkich zwierząt we wszystkich zawodach, a najlepiej pozamykać też ZOO, zabronić wyścigów koni itd.

Czy naprawdę jest tak źle?

W wielu materiałach powtarzane są słowa, że sytuacja koni pracujących na Morskim Oku w rzeczywistości nie jest tak ciężka, jak nam się wydaje. Tutaj należy powrócić do tego, o czym już wspominaliśmy. Jeśli właściciel odpowiednio dba o konie, zapewnia im dobry byt i przestrzegane są wszelkie zasady i wytyczne, z koniem raczej nie stanie się nic złego. Natomiast taka odpowiedź wielu osobom na pewno nie wystarczy. Jak zadowolić pozostałych

Jeśli fosiągi nadal mają istnieć, to powinniśmy jakoś ograniczyć ich pracę. Udając się w Tatry, czy jakiekolwiek inne góry, musimy mieć świadomość, że wiąże się to z długimi spacerami. Przecież po to jedziemy w takie miejsce, aby trochę podreptać, pooddychać czystym powietrzem i cieszyć się spotkaniem z naturą. Poza tym droga do Morskiego Oka przecież nie jest żadnym wielkim wyzwaniem. Do schroniska prowadzi asfaltowa droga, lekko nachylona pod górę. Przejście 9 kilometrów normalnym, zwykłym tempem dla zwykłego człowieka nie powinno zająć więcej, niż dwóch godzin. To nic takiego…

Ale są osoby, które z różnych powodów nie mogą przejść takiego dystansu. Nie pozwala na to ich stan zdrowia, czy niepełnosprawność. Dlatego też z osądami czasami powinniśmy się wstrzymać – niektóre osoby po prostu nie byłyby w stanie przejść tego dystansu, a nie powinno się zamykać dla nich Tatr. Morskie Oko to piękne miejsce, absolutnie przepiękne. Jeśli chore, czy niepełnosprawne osoby chcą zobaczyć takie wspaniałe widoki, nie powinniśmy im tego zakazywać.

Tylko dla tych, którzy inaczej nie mogą

Dlatego jednym ze sposobów jest ograniczenie fosiągów w taki sposób, aby podjechać do Morskiego Oka mogły nimi wyłącznie osoby, które w normalnych okolicznościach nie miałyby możliwości samodzielnego wejścia. Bo rzeczywiście czasami mamy do czynienia z sytuacją wręcz patologiczną, w której fosiąg jest wypełniony po brzegi, bo kilku zdrowym, młodym osobom nie chce się przejść tego kawałka. Dla takiego lenistwa rzeczywiście w Tatrach należałoby powiedzieć stop, bo to kompletnie nie o to w tym chodzi.

Jeśli inne osoby chciałyby wyjechać fosiągiem – bo OK, czasami może zdarzyć się taka potrzeba, nigdy nie mów nigdy, są różne przypadki – wtedy przy odpowiednim wytłumaczeniu mogłaby istnieć taka możliwość, ale np. za nieco wyższą opłatą. W skrócie – niech możliwość przejazdu mają ci, którzy naprawdę tego potrzebują, a pozostałym powinniśmy to uniemożliwić, bądź stopniowo ich do tego zniechęcać.

Koń zastąpiony maszyną?

Jeśli to również nie zadowoli większości osób (nie zadowoli to głównie TPN, ale o tym później), to może nadszedł czas, aby zastąpić czymś konie. A czym? Odpowiedź jest banalnie prosta, na przykład elektrycznymi Meleksami! Nie mówmy oczywiście o 2-osobowych wózkach rodem z pola golfowego. Są Meleksy, w których pomieści się i nawet 17 osób, a pewnie są takie, gdzie wejdzie jeszcze więcej. Co najważniejsze, do Morskiego Oka prowadzi przecież równa droga, więc nie byłoby tu żadnych problemów. Nie zatruwamy też natury, bo to przecież pojazdy elektryczne

Koszt zakupu takiego 17-osobowego Meleksa, którego znaleźliśmy na portalu OLX, wynosi 44 tysiące złotych. Jeśli do pojazdu weszłyby wszystkie 17 osób, a za przejazd kasowalibyśmy 50 zł, jeden przejazd przyniósłby 850 zł. A zatem żeby taki pojazd się spłacił, musiałby wykonać 52 przejazdy. No ale to nie wszystko, bo 50 zł to wyłącznie cena za podjazd w górę. Przyjmijmy, że za zjazd w dół kierowca kasowałby już tylko 30 zł. Z tego, co mi wiadomo, para koni może wykonywać trasę dwa razy dziennie. A zatem przy pełnym Meleksie, w górę  i w dół, kierowca z dwóch przejazdów zarobiłby łącznie… 2720 zł.

A zatem nawet przy tych dwóch przejazdach dziennie, zakup 17-osobowego Meleksa za 44 tysiące złotych spłaciłby się po 16 dniach! Oczywiście przy założeniu, że Meleks wykona dwa przejazdy dziennie. A z racji tego, że to pojazd elektryczny, który ma – jakby na to nie patrzeć – nieograniczone możliwości (poza ładowaniem) – tych przejazdów mógłby wykonywać nawet więcej. Zostawmy na moment te wyliczenia. Sedno jest takie, że taki pojazd momentalnie by się spłacił i po kilkunastu dniach już by na siebie zarabiał… i to sporo.

Problem?

Jaki jest zatem problem? Władze Tatrzańskiego Parku Narodowego mają ogromny dochód z fosiągów. Dlatego nigdy nie zgadzały się na ukróceni, czy ograniczenie tego procederu. Ale można przecież po prostu „wymienić flotę”. TPN będzie nadal zarabiał tyle, ile zarabiał wcześniej… albo nawet i więcej. Zadanie „dostarczania” turystów do Morskiego Oka można by zlecić tym samym osobom, które zajmują się tym teraz. A więc teoretycznie wszyscy wychodzą na swoje, wszyscy zadowoleni, łącznie z ekologami i obrońcami praw zwierząt. Skoro to takie proste, to dlaczego nie zdecydowano się jeszcze na zmiany?

Jasne, niektórzy powiedzą, że to zbyt wielka technologia, nowoczesność, że w Tatrach przepełnionych takimi tradycjami nie powinno być takich pojazdów. Więc w takim razie zaopatrzenie do schronisk też powinni wnosić ludzie, a nie samochody i busy? Zaopatrzenie, żywność, inne potrzebne elementy. Skoro zakaz, to zakaz? A ratownicy górscy? Oni też powinni mieć zakaz dojazdu na miejsce busem, ba, zakaz latania helikopterem po turystów, którzy utknęli w górach? Co z tego, że akcja ratunkowa – przecież nie zgadzamy się na nowoczesność i technologię? A jeśli komuś coś się stanie, nawet na drodze do Morskiego Oka – to pogotowie nie może dojechać karetką, tylko powinno tam wejść? No nie, wszystko to brzmi absurdalnie. Tak absurdalnie jak tłumaczenia dlaczego turystów pod Morskie Oko mogą wwozić konie, ale nie mogą np. Meleksy.

Przeczytaj również