F1 w USA to sport niszowy?
Aktualnym władzom F1 bardzo zależy na tym, aby seria zyskiwała popularność w Stanach Zjednoczonych. Jak przed momentem wspomniałem, te założenia częściowo udaje się realizować. Natomiast tylko częściowo. W miniony weekend na torze Circuit of the Americas odbył się wyścig Formuły 1 o Grand Prix Stanów Zjednoczonych. Na torze w Austin w Teksasie pojawiło się mnóstwo gwiazd i celebrytów. Te miały zachęcić do tego, aby widzowie wybrali właśnie transmisję z wyścigu F1. Powiedzmy, że… nie do końca się to udało.
Nudny jak flaki z olejem wyścig w Teksasie rozpoczął się o godzinie 21:00. Po wątpliwej jakości widowisku i koszmarnych decyzjach sędziów męczarnie zakończyły się półtorej godziny później. Ferrari zgarnęło dublet po zwycięstwie Charlesa Leclerca i drugim miejscu Carlosa Sainza. W kompletnie niezrozumiałych okolicznościach trzecią pozycję zajął Max Verstappen, który skorzystał na karze dla Lando Norrisa. Wyścig zgromadził przed telewizorami w Stanach Zjednoczonych średnio 1,3 mln widzów. To dużo, czy mało? Gdyby tylko istniało jakieś sensowne porównanie…
Formuła 1 w tym momencie nie ma szans…
Nieco ponad 1700 kilometrów na zachód odbywał się wyścig serii NASCAR. Słynna seria amerykańskich stock-carów zagościła w światowej stolicy hazardu, Las Vegas. Dzięki triumfowi awans do Championship 4 zapewnił sobie Joey Logano. Wyścig odbywał się mniej więcej w tym samym czasie. Rozpoczął się tuż przed F1 i pokrywał całą rywalizację w Teksasie. Wyniki oglądalności w Stanach Zjednoczonych? Średnio 2,3 mln. O milion więcej, niż w przypadku Formuły 1.
Dodajmy, że w tym samym czasie odbywał się też mecz NHL pomiędzy Winnipeg Jets i Pittsburgh Penguins. Niedzielne popołudnie i wieczór to też przede wszystkim czas NFL. O godzinie 19:00 czasu polskiego wystartowało 7 meczów ligi futbolu amerykańskiego a po godzinie 22:00 kolejne 3. Tak więc jeśli kochający sport Amerykanie akurat nie oglądali ani futbolu, ani hokeja i mieli chęć na obejrzenie wyścigów… to tak czy inaczej chętniej od F1 wybierali NASCAR. I nie pomogły tu nawet zaproszone do Teksasu gwiazdy. Z których, bądź co bądź, przepraszam, ale znam tylko Gordona Ramsay’a.
Nie pomagają sobie…
Od lat oczywistym jest, że przynajmniej na razie Formuła 1 nie ma szans z NASCAR jeśli chodzi o zainteresowanie Amerykanów. Natomiast F1 sama sobie nie ułatwia tego zadania. Przecież wystarczyło rozegrać ten wyścig nie o 14:00, a na przykład o 12:00, w samo południe. Przed wyścigiem NASCAR, przed hokejem, futbolem amerykańskim i na długo przed niedzielnymi programami rozrywkowymi. Może wtedy ktoś – chociażby z ciekawości i z braku lepszego pomysłu – dałby szansę F1 i został na dłużej.
Zdjęcie wyróżniające: Pirelli F1 Press Area