To czas na kobietę w F1?
Czy jakaś kobieta powinna wkrótce pojawić się w Formule 1? Słowem klucz w tym pytaniu jest dla mnie „powinna”. Nie – co do zasady – to nie jest tak, że powinna, albo nie powinna. Jeśli na to zasłuży i popisze się świetnymi wynikami w seriach juniorskich, towarzyszących i ktoś zechce zaproponować jej kontrakt – proszę bardzo! Nie rozumiem tylko takiego rozgraniczania na kobiety i mężczyzn. Coś takiego w mojej opinii nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie interesuje mnie płeć, tylko umiejętności i talent. Przecież to w tym wszystkim powinno być chyba najważniejsze, prawda?
Osobiście byłbym zachwycony faktem, gdyby jakaś dziewczyna dostała się do F1. Oczywiście, że tak! To było piękne, wspaniałe, kapitalne. Wszyscy by na tym skorzystali. Formuła 1 zyskałaby nowy wymiar. Pojawiliby się nowi kibice i nowi sponsorzy, a szum medialny byłby jeszcze większy. Nie mam nic przeciwko temu. Niech to będą nawet dwie kobiety, albo trzy. Niech nawet będzie po równo – po dziesięć. Powtarzam – nie mam zupełnie nic przeciwko temu. Pod jednym warunkiem – że pójdzie za tym jakość. Że rzeczywiście będziemy mieli do czynienia z talentem najwyższej próby. Dla nikogo innego w F1 nie ma miejsca.
Dlaczego to się nie udaje?
Istnieje pewna konkretna ścieżka, po której można dotrzeć do Formuły 1. Najpierw jest karting. Z kartingu utalentowany zawodnik przechodzi do Formuły 4, która jest pierwszym krokiem w single-seaterach. Po osiągnięciu dobrych wyników w F4 można przejść albo do serii FRECA, albo od razu do rodziny F1 – czyli kolejno do Formuły 3 oraz Formuły 2. To są serie juniorskie, towarzyszące. To jest bezpośrednie zaplecze Formuły 1. Kuźnia talentów. Poligon doświadczalny, szkoła wyścigowego życia. Na karuzeli jest 50-60 najlepszych juniorów na świecie, a do Formuły 1 dostanie się co sezon… może jeden, albo dwóch. A może nie dostanie się żaden.
W sezonie 2023 na tej karuzeli była tylko jedna kobieta – Sophia Florsch. Zapunktowała tylko w jednym wyścigu F3 i zajęła tam 23. miejsce. Z jakiegoś powodu tych pań nie ma w rodzinie F1 więcej. Dlaczego? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Czy mamy tutaj do czynienia z jakąś dyskryminacją? Szczerze – nie sądzę. A może po prostu dziewczyny w wyścigach są nieco wolniejsze i przegrywają z chłopakami? Nie wierzę, że mając na horyzoncie niezwykle szybką, utalentowaną dziewczynę, ktoś tak czy inaczej wolałby słabszego chłopaka. Przecież w tym sporcie chodzi o to, żeby wygrywać.
Potrzeba specjalnych programów dla kobiet?
Na przestrzeni lat pojawiły się projekty, które miały pomóc dziewczynom, kobietom w wejściu do rodziny F1. Najpierw było W Series. Wszystkie trzy sezony rozegrane w latach 2019-2022 (w 2020 został odwołany przez pandemię) wygrała w imponującym stylu Jamie Chadwick. No i co z tego? Zupełnie niczego jej to nie dało. Wciąż nie było żadnych ofert, żadnych propozycji. Brytyjka musiała zadowolić się wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, gdzie ściga się na zapleczu serii IndyCar. To wciąż – mówiąc zupełnie poważnie – obrzeża poważnego motorsportu.
A teraz ktoś wpadł na pomysł, że trzeba zrobić dokładnie to samo, tylko inaczej to nazwać. F1 Academy to w pełni kobieca seria… która ma ułatwić kobietom dalszą karierę. Pierwszy sezon odbył się w tym roku i wygrała go w przekonywującym stylu Marta Garcia. F1 Academy to bolidy F4, więc wracamy na drabinę. Co jest po F4? Prawdopodobnie FRECA i właśnie tam Garcia będzie ścigała się w przyszłym roku. Chodzi mi o to, że nie da się pominąć pewnych kroków.
Czy to byłe W Series, czy teraz F1 Academy, to fajne, kobiece cykle. Ale one niczego nie zmieniają. To nie są cykle, na podstawie których ktokolwiek zaryzykuje angażem takiej zawodniczki w Formule 1. Nie ma takiej możliwości, bo nikt przecież nie ma odniesienia w stosunku chociażby do rywali z F3, albo F2. Tak czy inaczej trzeba będzie przejść całą tę drogę i zmierzyć się z najlepszymi juniorami na świecie. Innej drogi nie ma!