Chiny mają problem z energią. Nawarstwia się tutaj kilka kwestii. Prawda jest finalnie taka, że w większości chińskich prowincji brakuje już prądu. Ludzie musieli przyzwyczaić się do tego, że muszą sobie posiedzieć w domu przy świeczkach, prać ręcznie itd. Oczywiście kłopoty z energią występowały już w Państwie Środka, natomiast w ostatnich 10 latach eksperci mówili o ustabilizowaniu sytuacji.
Jedną z przyczyn aktualnych problemów jest cena węgla, który w Chinach stanowi ponad 55% spośród wszystkich źródeł energii. Podając tę statystykę zauważamy, że Chiny są krajem mocno opartym o węgiel… a zwróćmy uwagę, że w Polsce ta liczba kręci się w okolicach 75 – 80%. Jak w takim razie określić nasze źródła energii i ich szkodliwość? Ale nie o tym mowa. Chińska energia oparta jest o węgiel, a węgiel podrożał prawie dwukrotnie od zeszłego roku.
Węgiel podrożał dwukrotnie… a ceny prądu są kontrolowane przez rząd. To nie jest więc tak, że dana firma musi wydawać dwa razy więcej, więc podniesie sobie ceny, żeby to wyrównać. To przekłada się na to, że po prostu kolejne firmy produkują mniej prądu, aby nie narażać się na tak ogromne koszty. W efekcie tego prądu brakuje. Ludzie zdążyli się już przyzwyczaić do blackoutów.
Wszystko ma drugie dno…
W artykule na portalu „Interia” czytamy też, że aktualny stan rzeczy spowodowany jest co najmniej dwoma innymi czynnikami. Jeden z nich to chińsko-australijska wojenka, w wyniku której Chińczycy zdecydowanie ograniczyli import węgla z Australii. Drugi to… transformacja energetyczna w Państwie Środka. Tam również zabrano się za emisję dwutlenku węgla… tylko, że tam robi się to na poważnie, a nie tylko straszy.
Przepisy są po prostu takie, że wszyscy mają maksymalnie ograniczyć zużycie energii. Kwestia ta jest bardzo mocno kontrolowana, bo władze są zdeterminowane, aby do 2060 roku zredukować emisję dwutlenku węgla do zera. Te wszystkie czynniki sprawiają, że nie tylko zwykli ludzie mają problemy w domach. Stają fabryki, firmy przestają pracować. Nie ma energii, nie ma prądu, produkcja staje i nie wytwarza… niczego.
A to jest potworny problem. Dla całego świata
Jeśli chińscy producenci mają problemy, problemy ma cały świat. Od rzeczy błahych na pozór – wkrótce w sklepach może brakować telefonów, czy innego sprzętu elektronicznego z Chin. Po prostu go zabraknie – nie będzie nawet wyprodukowany, a jeśli będzie, to nie zdąży przylecieć do kraju. Już mówi się o tym, że chińskie fabryki teraz powinny mieć szczyt wydajności ze względu na zbliżający się okres świąteczny. Tymczasem kolejne firmy stają, albo są wręcz zamykane.
To nie są jakieś przykłady wyssane z palca. Właśnie jednym z przykładów, podawanych przez „Interię”, jest firma produkująca i montująca IPhone’y w Kunshan. Tam zostały ograniczone dostawy prądu… a co za tym idzie – wkrótce możesz nie kupić IPhone’a ot tak. A jeśli go kupisz, to skutkiem tego kryzysu może być to, że zapłacisz za niego jeszcze więcej, niż do tej pory. Wiecie jak to jest – jeśli produktów jest mało, to stają się dobrem luksusowym, ekskluzywnym… i zarazem koszmarnie drogim.
Chiny mają problem – to jest jasne. Ale ten problem i my wkrótce zaczniemy odczuwać. Od miesięcy mówi się o kryzysie półprzewodników. Stają fabryki samochodów na całym świecie, bo części nie docierają z Chin. To tylko przedsmak tego, co może się wydarzyć wkrótce.