Formuła E rusza. Dlaczego warto się tym zainteresować?
Sezon 2014 był pierwszym, w którym mogliśmy obserwować wyścigi Formuły E. Był to wówczas twór raczkujący. Ciekawostką było to, że zawodnicy w trakcie wyścigu zmieniali samochód. Kiedy ten pierwszy się rozładowywał, kierowcy przeskakiwali do drugiego. Oczywiście te czasy są już dawno za nami. Historycznym, pierwszym mistrzem FE został Nelson Piquet Jr., który po emocjonującym finale sezonu w Londynie pokonał o 1 punkt Sebastiena Buemiego i o 11 punktów Lucasa di Grassiego.
Aktualnie Formuła E bardzo się zmieniła. W tym sezonie zadebiutuje nawet obowiązkowy pitstop z ładowaniem auta. Zawodnicy mają do wykorzystania „boost”. Jego ilość zależała kiedyś nawet od internetowego głosowania kibiców. W wyścigach FE ciekawostką jest też obserwowanie poziomu baterii. Zdarzało się w przeszłości, że zawodnicy stawali na ostatnim okrążeniu – ba, na ostatnim zakręcie, a nawet prostej startu-mety z powodu rozładowanych baterii. To na pewno fajna kwestia – coś nowego, innego.
Zaczynamy w Meksyku
No tak, ale wciąż nie odpowiedziałem na pytanie, dlaczego warto się zainteresować Formułą E? A no chociażby dlatego, że jest to pierwsza z głównych serii pod egidą FIA startująca w nowym roku. Zanim zawodnicy Formuły 1, czy WEC przystąpią do rywalizacji, Formuła E będzie miała za sobą już dwa weekendy i trzy wyścigi nowego sezonu. Jak to mówią, „na bezrybiu i rak ryba”… Tym bardziej, że można się łatwo wkręcić, bo transmisje z polskim komentarzem realizuje Eurosport.
Pierwszy weekend sezonu to Meksyk. Dzisiaj o godzinie 23:25 rozpocznie się pierwszy trening. Drugi wystartuje jutro o godzinie 14:25. Na kwalifikacje przyjdzie pora o godzinie 16:40 i wreszcie danie główne – wyścig o E-Prix Meksyku o godzinie 21:03. Jak łatwo zauważyć, Formuła E w praktyce rozgrywa swoje weekendy wyścigowe na przestrzeni jednego dnia. Później, w dniach 25-27 stycznia odbędą się rundy numer 2. i 3. w Arabii Saudyjskiej. Później będzie już Sao Paulo w Brazylii 16 marca. Do tego czasu pewnie każdy z was sobie wyklaruje, czy warto śledzić FE, czy też nie.
Kogo oglądać?
Po drodze będzie jeszcze Tokio, Misano, Monako, Berlin, Szanghaj, Portland i Londyn. Ale kto będzie się tam ścigał? W stawce mamy kilku byłych zawodników Formuły 1 i ogólnie kierowców, którzy wiedzą, jak szybko jeździć… Zespołem z największą liczbą zwycięstw w FE jest Nissan, w składzie którego są Oliver Rowland i Sacha Fenestraz. Dalej na tej liście jest Envision Racing z Robinem Frijnsem i Sebastienem Buemim. Lucas di Grassi i Nico Muller bronią z kolei barw teamu Cupry.
W Formule E możemy oglądać również takich kierowców, jak m.in. Jean-Eric Vergne, Stoffel Vandoorne, Nyck de Vries, czy Pascal Wehrlein – wszyscy z przeszłością w F1. Jest też kilku zawodników wywodzących się z juniorskich serii, m.in. z F2, jak Dan Ticktum, Sergio Sette Camara, czy Jehan Daruvala. Mamy przede wszystkim mocne zespoły. Wspomniałem już o Nissanie i Cuprze. Ale są jeszcze Porsche, McLaren, Maserati, Jaguar… no i zespoły Penske i Andretti. To wszystko bardzo duże, albo wręcz ogromne firmy na motorsportowym rynku. Myślę, że warto dać temu szansę i zobaczyć co będzie dalej. A nóż się wam spodoba?