Dlaczego Formuła 1 ma problem?
Ciężko być fanem Formuły 1 w tych czasach. Ciężko się emocjonować wyścigami, skoro nie ma w nich niczego emocjonującego. Kolejne grand prix było nudne i nie przyniosło niczego ciekawego. Kolejny raz stało się dokładnie to samo, co poprzednio. Dominacja Red Bulla jest zatrważająca. Sprawia, że ten sport traci z każdym kolejnym wyścigiem. To jest kwestia, która zbyt szybko się nie zmieni. No – chyba że FIA zacznie majstrować w przepisach. To na pewno by pomogło, chociaż nie wiem, czy byłoby to w duchu fair play.
Czy muszę tutaj pisać, kto wygrał wyścig o Grand Prix Austrii w minioną niedzielę? Oczywiście, że nie, bo znów był to Max Verstappen. Za nami dziewięć rund sezonu 2023. Siedem z nich wygrał Verstappen, dwie Sergio Perez. Red Bull rządzi i dzieli i w stawce nie ma absolutnie nikogo, kto mógłby im zagrozić. Perez może sobie startować nawet z 15. pola startowego i przebić się na trzecie miejsce… i nikogo to jakoś specjalnie nie dziwi. Powiem szczerze – nie da się na to patrzeć…
W ogóle bym się nie zdziwił, gdyby Max Verstappen wygrał też kolejnych trzynaście rund. No OK – dziesięć, bo ze trzy pewnie wygra jeszcze Perez. To wszystko miałoby więcej sensu, gdyby z automatu przydzielać dwójce Red Bulla pierwsze i drugie miejsce i po prostu nie dopuszczać ich nawet do wyścigu. Niech reszta sobie powalczy o miejsca od trzeciego w dół. Może wtedy byłoby trochę ciekawiej. Bo aktualnie, powtórzę się po raz kolejny, nie da się tego oglądać.
Syndrom dominatora
W pewnym sensie podobna sytuacja jest obecnie w rallycrossie. W mistrzostwach świata rządzi niepodzielne Johan Kristoffersson. Pięciokrotny mistrz świata nie przegrał w tym sezonie żadnego biegu. A przypominam, że w World RX weekend składa się z czterech biegów kwalifikacyjnych, półfinałów i finału. Kristoffersson wygrywa wszystko a jego przewaga jest ogromna. Nie ma walki. W sezonie 2018 Szwed wygrał 11 z 12 rozegranych rund. Nie zdziwię się, jeśli w tym roku, sięgając po szóste mistrzostwo świata z rzędu, wygra wszystkie rundy.
Z tym, że World RX i tak ogląda się dobrze. Jest kilka klas, wyścig za wyścigiem. Nawet w królewskiej kategorii jest ciekawie. Kwestia w tym, że rallycross to świetny sport. Kontakt, walka koło w koło, ciągła presja, wyprzedzanie, skoki, poślizgi. Nie istnieje tutaj taka możliwość, żeby wyścig był nudny. W rallycrossie takie pojęcie nie występuje – przynajmniej na najwyższym poziomie. To wszystko sprawia, że World RX można oglądać z wypiekami na twarzy. Nawet kiedy z góry znamy zwycięzcę, to te wyścigi i tak są cholernie ciekawe.
I wtedy wchodzi… smutna F1
W F1 tego nie ma. Tu też z góry znamy zwycięzcę, ale wyścigi są po prostu nudne. Nie ma wyprzedzania, nic się nie dzieje. Przez kilkadziesiąt okrążeń oglądamy, jak 20 zawodników jedzie jeden za drugim. I wyprzedzają się na końcu długiej prostej, korzystając z otwartego skrzydła. O ile w ogóle się wyprzedzają. Takie wyścigi są bez sensu. Nie chodzi mi tutaj nawet o to, że dominuje Red Bull. To nie ich wina, że oni stworzyli dobry bolid, a reszta ma do dyspozycji… nie potrafię nawet znaleźć jakiegoś w miarę grzecznego określenia.
Gdyby w taki sposób dominował Mercedes, McLaren, Ferrari, albo Aston Martin, to mam wrażenie, że nastroje w światku F1 byłyby identyczne. Oglądamy smutnych kierowców, którzy snują się po padoku i po raz osiemdziesiąty muszą tłumaczyć przed kamerą dlaczego znowu przegrali z Red Bullami. Przegrali, bo nie mają prawa powalczyć, taka jest prawda. Przegrali i będą jeszcze długo przegrywać, dopóki nie zmienią się przepisy. Mam tu na myśli zmianę w 2026 roku… chociaż. Układ sił w F1 można zmienić o wiele łatwiej.
Pomysł na poprawę sytuacji?
W świecie motorsportu od pewnego czasu funkcjonuje coś takiego, jak balance of performance. Na jakiej zasadzie to działa? Dla przykładu w Długodystansowych Mistrzostwach Świata najbardziej „obrywa” Toyota. Z racji tego, że mają najlepszy samochód, najwięcej jest im „zabierane”. Dla przykładu przed wyścigiem WEC w Sebring prototyp Toyoty mógł ważyć minimalnie 1062 kilogramów. Już prototyp Ferrari mógł być 5 kg lżejszy. Prototyp Porsche aż 14 kg lżejszy. Samochody Vanwalla i Glickenhousu były na starcie o 32 kg lżejsze, niż Toyota.
Jest też inna maksymalna moc wyjściowa i inna maksymalna energia stintu – dla przykładu. W skrócie, Toyota sztucznie i odgórnie, na podstawie przepisów balance of performance, jest spowalniana. Czy to sprawiedliwe? To zależy, jak spojrzymy na temat. Z punktu widzenia Toyoty to niesprawiedliwe, bo oni zrobili najlepszy prototyp, a teraz są za to karani. Sztucznie się ich spowalnia. Z punktu widzenia rywali to sprawiedliwe, bo wszyscy mają mniej więcej podobne osiągi i podobne możliwości. To zależy, do której definicji sprawiedliwości jest nam bliżej.
Balance of performance w F1?
Jedynym, co mogłoby zatrzymać aktualną dominację Red Bulla w F1, byłyby właśnie jakieś przepisy o balance of performance. Ich bolidy sztucznie musiałyby być spowolnione. To tak jak w gokartach. Lżejszemu kierowcy dokłada się ciężarki, aby jego gokart był cięższy. Wtedy waga wyjściowa wszystkich jest identyczna bez względu na to, kto ile waży. Jak to mogłoby działać w F1? No właśnie chociażby poprzez takie doważanie. Bolidy Red Bulla po prostu musiałyby być cięższe, od reszty.
Oczywiście trudno się spodziewać, aby takie przepisy zostały wprowadzone. Red Bull powie, że to niesprawiedliwe. Że oni zainwestowali mnóstwo pieniędzy w rozwój i mają świetny bolid i to nie ich wina, że reszta wykonała swoją robotę gorzej. Reszta powie, że cała ta dominacja jest niesprawiedliwa i należałoby jakoś zbić stawkę, wyrównać poziom. Próba dojścia do konsensusu mogłaby potrwać latami. Chociaż, jedno jest akurat pewne – wyścigi na pewno byłyby ciekawsze.