Ten artykuł powstał w ramach płatnej współpracy z ORLEN.
Końcówka Rajdu Dakar 2024
1 stycznia zawodnicy i zespoły odebrali maszyny z portu w Janbu. Wtedy misja Dakar się rozpoczynała. Następnie wszyscy ruszyli na północny-wschód w okolice Al-Ula. Tam były prywatne testy, odbiór dokumentów, badania kontrolne maszyn, prolog i w końcu start. Przez kolejne dni zawodnicy pokonywali etapy rozsiane po Arabii Saudyjskiej wzdłuż i wszerz. Były kamienie, głazy, piach, wydmy, fesh fesh, camel grass… Było wszystko, czego zawodnicy mogli się tylko spodziewać.
Po drodze był etap maratoński, gdzie po zakończeniu rywalizacji mechanicy mieli zaledwie 2 godziny na to, aby pracować przy maszynach. Później był prawdziwy maraton, czyli 2-dniowy etap Chrono. Zawodnicy wyjechali na środek pustyni w „Empty Quarter”. Tam po wybiciu godziny 16:00 musieli się zatrzymać na prowizorycznym biwaku i spędzić noc na pustyni. Było starożytne Al-Ula, nowoczesny Rijad z dniem przerwy… Jak tak teraz o tym myślę, to działo się tyle, że naprawdę trudno uwierzyć w to, że minęły zaledwie dwa tygodnie od startu rywalizacji. Można mieć wrażenie, jakby to wszystko trwało co najmniej miesiąc, albo i dwa. Tak to trochę jest z Rajdem Dakar. Pod koniec ledwie pamięta się to, co było na początku. Ba – etap Chrono wydaje się odległą historią, chociaż zakończył się przecież zaledwie tydzień temu.
Wszystko jest już rozstrzygnięte?
Dzisiaj zawodnicy mają do pokonania zaledwie 175 kilometrów. „Zaledwie” oczywiście w kontekście pozostałych etapów, gdzie często było do pokonania ponad 400 kilometrów. Organizator twierdzi, że odcinek specjalny pozbawiony jest większych trudności. To tylko pogłębia uczucie, że tak naprawdę jest już „pozamiatane”. Ale to przecież Dakar – nigdy nie wolno być niczego pewnym do momentu, w którym osiągnie się linię mety. Były już w przeszłości takie przypadki, w których liderzy tracili prowadzenie na ostatnim etapie. Tyle, że… wtedy ich przewaga czasowa nie była raczej tak wyraźna.
Tymczasem w tym roku wszystko wydaje się rozstrzygnięte. Carlos Sainz ma w kategorii samochodów przewagę wynoszącą 1 godzinę i 26 minut. W klasie Challenger prowadzi Mitchell Guthrie, który ma ponad 25 minut zapasu. Jeśli chodzi o kategorię ciężarówek, to liderzy zgromadzili ponad 2 godziny przewagi. Wśród motocyklistów Ricky Brabec odskoczył na ponad 10 minut. Na quadach prowadzi Manuel Andujar, który ma z kolei ponad 8 minut przewagi. Oni wszyscy mogą dzisiaj pojechać spokojnie i w teorii żadna krzywda nie powinna się im wydarzyć. Jedynej niewiadomej możemy się dopatrywać w klasie SSV. Tam przez kary i większą stratę czasową na czwartkowym etapie Xavier de Soultrait ma przewagę wynoszącą 2 minuty i 49 sekund. Ale to wciąż powinno wystarczyć…
Jadą po życiowy wynik
Kapitalne 5. miejsce w klasyfikacji generalnej rajdu w klasie samochodów zajmują Martin Prokop i Viktor Chytka. Czesi reprezentują barwy zespołu ORLEN Jipocar Team. Przez cały ten rajd jadą mądrze, spokojnie, rozważnie i zarazem szybko. Prokop do tej pory w Dakarze nigdy nie zajął miejsca wyższego, niż 6. Ta sztuka udawała mu się w roku 2019 oraz 2023. Jeśli dzisiaj nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, Czesi wspierani przez ORLEN zanotują swój życiowy wynik. Są na to spore szanse, bo ich przewaga nad załogą znajdującą się na 6. miejscu wynosi teraz prawie 24 minuty.
Martin Prokop po 11. etapie: „Cieszę się, że jesteśmy na mecie. Organizator zapowiadał, że to będzie najtrudniejszy etap w rajdzie. Nie wiem, czy był najtrudniejszy, ale na pewno było tutaj najwięcej kamieni – od startu do mety brutalne, ostre kamienie. Na trasie wyprzedziło nas kilka samochodów, ale szybko się okazało, dlaczego oni mogą jechać szybciej – mieli zaraz za sobą ciężarówki serwisowe, więc w zasadzie mogli ryzykować. My staraliśmy się przede wszystkim jechać czysto i dowieźć auto do mety w jednym kawałku. Widziałem po drodze auta z pokrzywionymi kołami, bez kół, bez maski itd. My chcieliśmy tego uniknąć i to się udało. To przyniosło też zmiany w klasyfikacji generalnej rajdu”.