Rajd Dakar wystartował od mocnego uderzenia
127 kilometrów dojazdówki i 414 kilometrów odcinka specjalnego. Patrząc na takie liczby oczywistym było, że już na pierwszym etapie Rajdu Dakar nie będzie można mówić o nudzie. Naturalnie długość etapu nie zawsze przekłada się na jego trudność. Tym razem jednak organizator zadbał o to, aby jedno i drugie szło w parze. Etap prowadził terenami wulkanicznymi. Zawodnicy twierdzili wprost, że kamienie wystające z ziemi były niczym noże czekające tylko na to, aby pociąć ich opony.
W kategorii samochodów dosyć nieoczekiwanie wygrali Guillaume de Mevius i Xavier Panseri. Załoga startuje Toyotą Hilux Overdrive. Drugie miejsce – choć z niewielką stratą – zajęli Carlos Sainz i Lucas Cruz z fabrycznego zespołu Audi, zaś podium skompletowali Giniel de Villiers i Dennis Murphy z zespołu fabrycznego Toyoty. Do udanych etapu nie zaliczą trzej najwięksi faworyci. Sebastien Loeb stracił prawie 23 minuty, Nasser Al-Attiyah prawie 25 a Stephane Peterhansel ponad 32.
Bez niespodzianek w klasie Challenger
Warto zauważyć, że lepszym czasem niż wspomniani wyżej Loeb, Al-Attiyah i Peterhansel popisali się chociażby… Krzysztof Hołowczyc i Łukasz Kurzeja. Co ciekawe, lepszy czas wykręcili również… Janus van Kasteren, Darek Rodewald i Marcel Snijders. To załoga ciężarówki z Polakiem w składzie. Nie trzeba dodawać, że wygrali oni etap w swojej klasie. Natomiast pokonanie trójki faworytów jadąc ciężarówką to jednak dosyć… zaskakujący obrót spraw. To pokazuje, że na Dakarze nikt nie ma taryfy ulgowej, a wobec pustynnych trudności nawet duże doświadczenie nie odgrywa kluczowej roli…
Całe podium w klasie Challenger zgarnęła dla siebie rodzina Goczałów startująca w barwach Energylandia Rally Team. Wygrał najmłodszy z nich – Eryk, startujący z Oriolem Meną. Drugie miejsce zajął wujek Eryka – Michał, startujący z Szymonem Gospodarczykiem. Podium uzupełnili z kolei ojciec Eryka – Marek, wspólnie z Maciejem Martonem. Polski rodzinny zespół zdecydowanie pokonał zawodników fabrycznych Can-Ama, Taurusa oraz tych wspieranych przez Red Bulla. Imponujące. I to nawet pomimo kapci, czy urwanej półosi i uszkodzonych dyfrów Marka.
Motocykle – kolejna niespodzianka
Dla Rossa Brancha jest to szósty Dakar. Do tej pory ukończył trzy, w tym najlepszy na miejscu 13. w swoim debiucie w 2019 roku. Zawodnik z Botswany jednak nie miał zamiaru tego rozpamiętywać i wygrał pierwszy etap, pokonując drugiego Ricky’ego Brabeca o… prawie 12 minut. Trzecie miejsce dosyć nieoczekiwanie zajął Mason Klein. Ubiegłoroczny zwycięzca, Kevin Benavides, był dopiero 8. i stracił ponad 16 minut. Jeśli chodzi o quady, to również nie wygrał faworyt, bowiem najlepszy był Brazylijczyk Marcelo Medeiros.
To był dopiero pierwszy etap. Pierwszy z dwunastu. Nie bez powodu mówi się jednak, że to najtrudniejszy rajd na świecie. Już dzisiaj poważne problemy miało wielu zawodników, których przed startem rajdu można było zaliczyć do grona faworytów. Z tym, że to wszystko nie jest takie oczywiste. Dzisiaj problemy mieli jedni, jutro mogą mieć je inni. Zwycięzcy są na mecie. Mecie całego rajdu. Wygrywa ten, który tych błędów popełni najmniej i będą one najmniej kosztowne. Nie ma możliwości, aby Dakar przejechać bez problemów. Kwestia w tym, aby ich suma była mniejsza, niż u rywali. Tak czy inaczej, już pierwszego dnia na Dakarze sypnęło niespodziankami. Już pierwszego dnia organizator przygotował potwornie trudny etap. A w kolejnych dniach bynajmniej łatwiej nie będzie.