W artykule „Interii” na ten temat na samym początku napisano, że dzięki takim nagraniom nadesłanym na „stop agresji drogowej” policja zdołała już ukarać kilkanaście tysięcy kierowców. A zatem sprawa wygląda jasno – wideorejestrator, a raczej nagrany przez niego materiał w dobrej jakości może być podstawą do ukarania drugiego kierowcy. Najczęściej prezentującego jakąś drogową patologię.
Może być też dowodem w sądzie i uratować nam skórę. Dosłownie i w przenośni. Wymuszenie odszkodowania, jakieś ekstremalne, dziwne zachowanie. Jeśli mamy to na kamerce, policja ma łatwe zadanie, a my spokojną głowę. Nikt nam niczego nie wmówi, nie przekabaci policjantów, czy sądu na swoją stronę.
Wideorejestrator to inwestycja, którą warto poczynić…
Często w sekcji komentarzy pod filmami widać coś w stylu „wytłumacz to teraz jakbyś nie miał kamerki”. Rzeczywiście, czasami dzieją się takie rzeczy, że bez nagrania kierowca byłby na przegranej pozycji. Ale kamerka może nam też uratować skórę dosłownie. Ileż to było już takich sytuacji?
Jakiś napompowany agresor wysiada z auta i już chce coś wytłumaczyć drugiemu kierowcy… ale wtedy widzi kamerkę. I co teraz? No i z wściekłego lwa taki agresor nagle zmienia się w potulnego kotka. Rzuci paroma przekleństwami i odwraca się na pięcie. Ludzie boją się konsekwencji. Wideorejestrator budzi w nich strach.