Formuła 1 odrzuciła zespół Andretti
Na początek przedstawmy sobie może od kilku faktów. Andretti to jedno z największych i najważniejszych nazwisk w historii motorsportu. Nie jest to oczywiście „Ferrari”, czy „Ford”, ale Andretti to potężna firma. Zespół startuje aktualnie m.in. w Formule E, w serii IMSA, czy IndyCar. Zarządza nim Michael Andretti, który jest synem mistrza świata F1 z 1978 roku, Mario Andrettiego. Mario jest jedynym zawodnikiem, który wygrywał wyścigi w Formule 1 a także zwyciężył w Indianapolis 500 oraz Daytona 500. Nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek „braku historii”. W tym tej związanej bezpośrednio z Formułą 1!
Według wielu osób miejsce zespołu Andrettiego jest w Formule 1. Obok, chociażby – no nie wiem – Williamsa, albo McLarena. Natomiast Formuła 1 odrzuciła kandydaturę. Kandydaturę, która była bardzo solidna, poważna, szczegółowa. Było w niej niemal wszystko. Jestem wściekły na to, jak ta sytuacja się potoczyła. Zresztą nie tylko ja. Wystarczy sobie poczytać sekcję komentarzy na jakiejkolwiek stronie dotyczącej Formuły 1. Ludzie są zniesmaczeni tym, co zrobiła F1. Kibice są wściekli i krytykują królową motorsportu. Nie widziałem jeszcze żadnego głosu, który by w tej sytuacji Formułę 1 bronił. Bo przecież nie ma powodów, aby ją bronić. To jest kuriozum.
Co tam się wydarzyło?
Powody odrzucenia kandydatury przedstawił m.in. Mikołaj Sokół. Popularny komentator zresztą sam podkreślił, że była to solidna i dobrze przygotowana kandydatura, a argumentacja F1 to… zbiór mocnych ciosów wyprowadzonych w ekipę Michaela Andrettiego. Pierwsza z przyczyn to fakt, że Andretti chciał zadebiutować w 2025 roku. To oznacza, że zespół musiałby na dobrą sprawę budować dwa bolidy – jeden z nich wedle obecnych regulacji, a drugi wedle nowych, które zadebiutują w sezonie 2026. Formuła 1 uznała, że może to świadczyć o tym, że zespół nie docenił skali wyzwania.
Przepraszam bardzo, co to ma być? Zabawa w domysły i podejrzenia? W spekulacje? Może zostawmy to samym zainteresowanym? To nie Formuła 1 jest od stwierdzenia, czy ktoś docenił skalę wyzwania, czy nie. To nie Formuła 1 ma opiniować, czy ktoś wykonał dobrą pracę i stworzył dobry bolid, czy nie. Skoro Andretti chce zbudować na raz dwa bolidy, to niech sobie buduje. Jeśli coś mu nie wyjdzie, będzie miał problem i – być może – zrzuci na siebie widmo pośmiewiska. Ale to nie jest problem F1, tylko Andrettiego. Przecież ten argument to jest jakieś kuriozum. Może świadczyć o tym, że zespół nie docenił skali wyzwania. No i co z tego? Więc po prostu ich nie dopuścimy i się o tym nie przekonamy?
Dalej nie jest lepiej…
Sokół dalej przytoczył, że w kolejnym punkcie F1 zwróciła uwagę na to, że Andretti nie zgłosił umowy z żadnym z dostawców silników. Opierając się tym samym na zasadzie mówiącej o tym, że ten silnik i tak będzie musiał im być dostarczony przez producenta, który zaopatrza aktualnie najmniej zespołów. To jest regulamin Formuły 1! I ta sama Formuła 1 widzi problem w tym, że Andretti chciałby skorzystać z takiej możliwości. To jakaś abstrakcja. Formule 1 nie pasuje to, że dostawca byłby postawiony pod ścianą i że miałby obowiązek dostarczyć ten silnik.
No to może trzeba by wykreślić ten punkt z regulaminu? Można by wymienić co najmniej kilkanaście takich przypadków z ostatnich lat, w których dany producent nie chciał dawać silnika konkretnemu zespołowi i czuł się z tym niekomfortowo, ale tak czy inaczej musiał to zrobić, bo takie są przepisy. Bez sensu. Andretti miałby w przyszłości związać się z marką GM, która ma zadebiutować w 2028 roku. Więc… Formuła 1 uznała, że mogą sobie przyjść w tym 2028 roku, razem z GM. Ale teraz to nie, bo jest dla nich za wcześnie i się nie zdążą odpowiednio przygotować. To znaczy zdaniem F1 nie zdążą.
Mdli mnie, kiedy czytam te wyjaśnienia
Dalej jest jeszcze o tym, że w sumie to Andretti niczego by nie wniósł do F1. No bo nowy zespół wniósłby wartość tylko wtedy, kiedy byłby w stanie walczyć w czołówce. A ostatni debiutanci nie byli w stanie walczyć, więc jest to niemożliwe. Tak twierdzi Formuła 1. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę na ekranie. Mdli mnie od czytania tych wyjaśnień. F1 nie może mieć absolutnie żadnej pewności co do tego, jakie wyniki osiągałby Andretti nawet w debiutanckim sezonie. To, że inni się kopali po czole nie oznacza, że Amerykanie też by to robili. Na miłość boską, co to są w ogóle za brednie…
Jednocześnie F1 może ogłosić, że nie chce już nigdy nikogo więcej przyjąć do F1. Nie, bo nie. Bo nowe zespoły nie walczą w czołówce i nie ma to żadnej wartości. Logiczne, naprawdę. Brawo wy. Jeśli liczą się tylko ci, którzy walczą w czołówce, to może wyrzućmy z Formuły 1 te 5-6 zespołów, które mają z tym problemy, co? Albo nawet 9, oprócz Red Bulla, bo tylko on jest „czołówką”. Przecież ich obecność w F1 nie ma żadnej wartości, tak? F1 stwierdziła, że jedenasty zespół w stawce nie byłby żadną korzyścią dla sportu. No tak – według nich. Bo przecież kilka milionów kibiców uważa zupełnie inaczej. Ale przecież to bez znaczenia, prawda?
Formuła 1 zrobiła coś… brzydkiego i przykrego
Mikołaj Sokół dodał na koniec, że F1 w komunikacie zastrzegła, że na tę ocenę nie wpłynęły żadne konsultacje z żadną z aktualnych ekip w Formule 1. A po co takie zastrzeżenie? Nie od dzisiaj krążą takie plotki, że aktualnym zespołom nie podobała się wizja obecności Andrettiego w serii. Nie od dzisiaj wiadomo, że im się to nie uśmiechało. Trzeba się wytłumaczyć na zapas? No nie wiem – nie wiem, jak na to patrzeć.
Koniec końców, uważam całe to oświadczenie za nieco kuriozalne. Za złe, smutne, brzydkie, przykre… żeby nie używać tutaj słów, których chyba jednak nie chcę używać. Jeśli chcecie poczytać sobie bardziej dosadne opinie, to jak wspominałem – sekcja komentarzy na jakiejkolwiek stronie poświęconej F1 wzywa. Tam ludzie nie bawią się w poprawność. Jestem wściekły na to, jak to się wszystko potoczyło. Formuła 1 wrzuca kolejny kamyczek do swojego ogródka. Przykro mi, po prostu. Czuję w tym momencie jakąś niesprawiedliwość.
Źródło informacji: Mikołaj Sokół / Sokolim Okiem (Facebook)