Unia Europejska od kilku lat prowadzi niezwykle agresywną propagandę na rzecz samochodów elektrycznych. W niektórych krajach zmiany idą lepiej, w innych niekoniecznie. W Polsce elektryczna rewolucja to kompletna katastrofa, która nie wychodzi i nikt nie jest nią zainteresowany. Diesel ma się u nas bardzo dobrze, a to jest powód wręcz do wściekłości UE.
Nie ma tutaj w ogóle sensu poruszać tematu rzekomej szkodliwości Diesla, czy też jakichś „leczniczych właściwości” elektryków. Te opowieści już dawno temu można było wsadzić gdzieś między bajki. Argument o nieszkodliwym napędzie został obalony dawno temu. Elektryki są równie szkodliwe jak wszystkie inne samochody i nie ma co się czarować. Prąd nie bierze się z nieba.
Ale Unia Europejska już zapędziła się w tym wszystkim za daleko. Komuś bardzo zależy na tym, aby elektryki były promowane. Ba, aby produkcja samochodów spalinowych już się nie opłacała. Kolejne normy emisji spalin sprawiają, że benzyniaki, czy diesle, zbliżają się do granic działania. Krótko mówiąc, przy kolejnych i kolejnych normach stworzenie samochodu z tradycyjnym napędem nie będzie już możliwe. Próba podążania za normami w końcu sprawi, że takie auto nie będzie w stanie funkcjonować. Do tej granicy już się zbliżamy.
Diesel jest zły. Elektryk najlepszy
Unia chciałaby pewnie, aby diesle natychmiast zniknęły z dróg. W ich miejsce miałyby się pojawić wyłącznie auta elektryczne. Ale jest to proces albo niemożliwy do zrealizowania w ogóle, albo niemożliwy do zrealizowania na przestrzeni kolejnych 30, albo 40 lat. Pozostaje mieć nadzieję, że do tego czasu lobby się zmieni i nagle pojawi się jakiś unijny ekspert, który powie, że to jednak nie jest tak.
KIEROWCO! SPRAWDŹ CZY STAĆ CIĘ NA NAJLEPSZE OPONY NA RYNKU. AKURAT JEST PROMOCJA!
Zresztą, Unia bardzo lubi zmieniać swoje zdanie – zależy kto nalega, kto wymaga i czego. Aktualnie jesteśmy w fazie promowania elektryków, która naturalnie się skończy za parę lat. Kilkanaście lat temu twierdzono, że diesel to najlepsze paliwo wszechczasów, że jest czyste, nieszkodliwe i trzeba w nie inwestować. Bo to się wtedy opłacało. Teraz opłaca się co innego, więc promuje się co innego. Za parę lat będzie inaczej – może znowu jakiś oświecony naukowiec powie nam, że diesle to jednak cud natury.
No bo… jak niby oni sobie to wyobrażają. Przyjdą na wieś, zapukają do pana Kowalskiego który od 23 lat jeździ tym samym Passatem i powiedzą mu… co? Że zabierają Passata i musi sobie kupić Priusa? Przecież to jest niedorzeczne. Nie da się ot tak zamknąć całych miast dla ruchu diesla – a jeśli ktoś wpadnie na taki pomysł, to przepis – tak jak wszystkie inne wymysły tego typu – będzie łamany. Zresztą, mogą sobie zamykać centrum miast – na 98% obszaru kraju nadal będą jeździły te „brudne” diesle i benzyniaki.
Strategia? Przeczekać
Jedyną możliwą strategią jest chyba przeczekać te unijne wymysły. Nawet jeśli oni będą sobie brnąć dalej w te swoje elektryki, to przecież nikt nie każe wam kupować nowych aut. Coś mamy wrażenie, że rynek aut używanych rozwinie się wkrótce do tego stopnia, że nikt nowych aut kupować już nie będzie. Wkrótce modne staną się te roczniki, w których żadne idiotyczne normy emisji spalin jeszcze nie obowiązywały.
I tak to się może skończyć – producenci dostaną rykoszetem i zamiast bić rekordy sprzedażowe, będą się zatracać w marazmie z dziesiątkami tysięcy niesprzedanych aut. Czy to elektryków, czy wymysłów próbujących spełnić normy i psujących się po 100 tysiącach przejechanych kilometrów. Tymczasem Kowalscy i Nowaki będą działać na rynku wtórnym i wymieniać się 3-litrowymi dieslami.