Red Bull nie zwolnił Sergio Pereza. Dlaczego?
Sergio Perez spisuje się w tym sezonie zdecydowanie poniżej oczekiwań. Red Bull ma problemy ze swoją konstrukcją i nie jest już najmocniejszy w stawce. A kiedy bolid nie daje kosmicznej przewagi, Meksykanin nagle ma problemy z odnalezieniem tempa. Patrząc realnie, jest zdecydowanie najgorszym kierowcą spośród tych z czterech najlepszych zespołów. Co rusz rozbija bolid, przywozi do mety małe punkty, albo nie przywozi ich w ogóle. Zupełnie sobie nie radzi z tą sytuacją i… przegrywa Red Bullowi walkę o mistrzostwo świata konstruktorów.
Media od kilku tygodni spekulowały o klauzuli związanej z osiągami w kontrakcie Meksykanina. Było w niej kilka punktów-odnośników. Ta klauzula dotyczyła sytuacji w przerwie wakacyjnej, czyli właśnie okresu po Grand Prix Belgii. Wypisano tam m.in. jakiej punktowej straty do Maxa Verstappena nie powinien przekraczać, czy też w zasięgu ilu miejsc od Holendra powinien się znajdować. Perez tych zapisów nie zrealizował. Klauzula w jego kontrakcie dawała Red Bullowi możliwość zwolnienia Meksykanina. Natychmiast – a Grand prix Belgii byłoby jego ostatnim wyścigiem.
Co się stało?
Red Bull notorycznie narzeka na to, jak prezentuje się Sergio. O ile w klasyfikacji kierowców sytuacja Maxa Verstappena wciąż jest bardzo dobra, tak w klasyfikacji konstruktorów kwestia się komplikuje. To McLaren jest aktualnie najmocniejszą siłą w stawce. Mercedes i Ferrari również mają świetny pakiet i są konkurencyjne niemal na każdym torze. Dominacja Red Bulla się skończyła. To, czy oni wywalczą w tym roku tytuł wśród konstruktorów, zależy od Sergio Pereza. I jeśli Meksykanin nadal będzie się tak spisywał, to stajnia z Milton Keynes może zapomnieć o obronie mistrzostwa.
Więc dlaczego się z Meksykaninem nie pożegnano? Jest przynajmniej kilka powodów. Pierwszy jest taki, że prawdopodobnie… nie było komu go zastąpić. Jasne – w kolejce ustawiło się kilka nazwisk, w tym te trzy najbardziej oczywiste. Mowa tutaj oczywiście o Danielu Ricciardo, Yukim Tsunodzie i Liamie Lawsonie. Rzecz w tym… że prawdopodobnie żaden nie byłby gwarancją poprawy wyników „na już”. A przecież dokładnie tego potrzebuje Red Bull. Poprawy natychmiastowej, aby obronić tytuł wśród konstruktorów. Perez rozczarowuje, ale być może każdy z trójki Tsunoda, Lawson i Ricciardo rozczarowywałby jeszcze bardziej? Nie było nikogo, kto zapewniłby natychmiastowy wzrost poziomu. Tak się przynajmniej wydaje.
Problemem są pieniądze…
No właśnie – pieniądze. Zwalniając Sergio Pereza Red Bull straciłby wielu dużych sponsorów. Oni są w tym zespole wyłącznie dla postaci Meksykanina, bo to część promocji na Amerykę. W momencie zwolnienia Pereza, natychmiast z zespołu odchodzi duże grono sponsorów. Do tego należy doliczyć różnego rodzaju gadżety sprzedawane za oceanem. Koniec końców, ekipa z Milton Keynes zwalniając Sergio straciłaby mnóstwo pieniędzy. Chociaż prawdopodobnie… straci je tak czy inaczej.
Zespoły otrzymują premie za zajęte miejsca w klasyfikacji konstruktorów. Jeśli Red Bull skończy drugi w mistrzostwach, tak czy inaczej otrzyma od Formuły 1 o wiele mniej pieniędzy. Nagle okazuje się, że tutaj nie było dobrej opcji. Zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Jednak jedno jest pewne. Całe to zamieszanie może cieszyć resztę stawki. Red Bull stopniowo gaśnie a to otwiera szanse dla pozostałych. To również może otworzyć drogę… Maxowi Verstappenowi do transferu. Tym bardziej, że od miesięcy atmosfera w ekipie jest dosyć mocno napięta.
Zdjęcie wyróżniające: Mark Thompson / Getty Images / Red Bull Content Pool