Pasy bezpieczeństwa to obowiązek?
Osobiście jestem zdania, że z pasów bezpieczeństwa należy korzystać zawsze. Należę do tych osób, które zapinają pas od razu po wejściu do samochodu, jeszcze przed uruchomieniem silnika. To kwestia przyzwyczajenia. Często nawet łapię się na tym, że kiedy czekam na kogoś w samochodzie, to nadal siedzę w zapiętych pasach. Zapinam je w momencie, w którym wsiadam do samochodu odpinam w momencie, w którym z samochodu wysiadam – tuż przed naciśnięciem klamki.
To pewnego rodzaju przyzwyczajenie i odruch, którego nabyłem już podczas jazd przed egzaminem. Uważałem to za coś absolutnie normalnego i oczywistego. Jest to nawyk, który utwierdza we mnie pasja do rajdów samochodowych. Pasy w każdym samochodzie rajdowym to absolutna podstawa i nie wyobrażam sobie, aby którykolwiek z zawodników kiedykolwiek takich pasów nie miał zapiętych. I nie są to pasy takie, jakie my mamy w osobówkach, a pasy kilkupunktowe, które oplatają nas z każdej strony i bardzo mocno przyciskają nas do fotela.
Znam się osobiście z wieloma kierowcami, czy pilotami rajdowymi i nigdy nie widziałem, aby oni podróżowali swoimi prywatnymi samochodami bez zapięcia pasów. Jest to pewnego rodzaju zdrowy nawyk, o którym nigdy nie należy zapominać. Oczywiście jest to również wymóg w świetle prawa. „Kierujący pojazdem samochodowym oraz osoba przewożona takim pojazdem wyposażonym w pasy bezpieczeństwa są obowiązani korzystać z tych pasów podczas jazdy” – mówi ustawa Prawo o ruchu drogowym.
Są wyjątki…
Tak – oczywiście, że ustawa przewiduje wyjątki. Do takich wyjątków należą osoby z zaświadczeniem lekarskim o przeciwwskazaniu do używania pasów bezpieczeństwa, kobiety w widocznej ciąży, kierujący taksówką podczas przewożenia pasażera, instruktorzy, czy też egzaminatorzy podczas szkolenia, czy egzaminowania, a także przedstawiciele różnego rodzaju służb, którzy prowadzą akurat czynności. Są wyjątki, natomiast umówmy się – 99,9% kierowców oraz pasażerów poruszających się po polskich drogach muszą mieć zapięte pasy.
Miałem okazję brać udział w serii spotkań, szkoleń, czy pikników związanych z bezpieczeństwem ruchu drogowego. W tej akurat konkretnej sytuacji mowa o akcjach związanych z bezpieczeństwem, które organizuje załoga rajdowa Jarosław Szeja / Marcin Szeja. Na każdym tego typu spotkaniu, szkoleniu, czy pikniku, jedną z atrakcji jest symulator zderzeniowy. Symuluje on uderzenie w twardą przeszkodę, zderzenie czołowe, przy prędkości 15 km/h. Przeżycia są trudne do opisania…
„Nie chcę przeżyć tego drugi raz…”
Każda osoba, która wsiada do takiego symulatora, tak naprawdę nie ma pojęcia co ją czeka. Wsiada do fotela samochodowego, zapina pasy i maszyna rusza. W momencie symulowanego zderzenia przy prędkości 15 km/h następuje totalny szok. Czujemy wyraźne szarpnięcie, bardzo mocny dyskomfort. To wszystko uświadamia nam, jak istotną rolę spełniają pasy bezpieczeństwa. I jak to jest, uderzyć w coś czołowo. Na wyobraźnię najbardziej działa fakt, że maszyna symuluje uderzenie przy prędkości 15 km/h. Zaledwie 15. Umówmy się – nikt nie jeździ na co dzień z taką prędkością.
Ludzie wychodzący z tego symulatora zazwyczaj mają podobne przemyślenia. Przemyślenia na zasadzie „chyba trzeba zacząć uważać na drogach”, „nigdy więcej nie chcę czegoś takiego doświadczyć”, „teraz już wiem, żeby zawsze zapinać pasy”, „nie wyobrażam sobie co by było, gdybym nie miał tutaj zapiętych pasów”. Odczucia zawsze są te same. Przez te wszystkie spotkania nigdy nie spotkałem nikogo, na kim ten symulator nie zrobiłby wrażenia. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co może się wydarzyć. A to tylko 15 km/h…