Ceny paliw w ostatnim czasie biją jakieś bardzo smutne rekordy. W samych rafineriach sytuacja wygląda z punktu widzenia kierowców dramatycznie. W ostatni piątek eksperci i analitycy ekscytowali się wzrostami. Jeśli chodzi o benzynę, metr sześcienny podrożał o 183 zł, w przypadku diesla o ponad 200 zł (na przestrzeni tygodnia), jednocześnie przekraczając granicę 4700 zł za metr sześcienny po raz pierwszy w historii. Z LPG nie jest lepiej.
Z autogazem na pewno nie jest lepiej, bo to on jako pierwszy typowany jest do przekroczenia historycznego maksimum. Cena 2,87 zł za litr LPG to już wyrównanie rekordu z 2012 roku. Kolejne notowanie najprawdopodobniej przyniesie nam więc rekordową cenę autogazu w historii naszego kraju. Rekordy wkrótce zobaczymy też pewnie jeśli chodzi o diesel i benzynę. Szkoda, że bijemy rekordy akurat w takich dziedzinach.
Problemów jest kilka…
Problemów z punktu widzenia polskiego kierowcy jest co najmniej kilka. Wciąż rosnące ceny ropy naftowej to tylko jeden z nich. A jeśli w tej chwili rosną ceny ropy, to mimowolnie ceny na stacjach będą dla nas widocznie rosły jeszcze minimum 2, 3, 4 tygodnie. Gdyby i ceny ropy nagle zaczęły maleć, to my poczulibyśmy to najszybciej za jakiś miesiąc. Ale to nie wszystko.
Problemem jest też słabnący złoty. On traci na wartości w porównaniu do dolara wręcz z każdym dniem. To kolejny problem, przez który próżno szukać unormowania cen na stacjach. Jedno jest pewne – podwyżki trwają i będą trwały nadal. To nie jest dobry czas dla kierowców. Niestety.