Nie podoba mi się trochę bezczelna polityka producentów aut. Z jednej strony końcówka roku zawsze kojarzyła nam się z wyprzedażą rocznika itd. Wtedy nowy samochód można było kupić nawet trochę taniej. Natomiast tym razem nic podobnego nie będzie miało miejsca. Ceny na pewno nie zmaleją, ba, od 3-4 miesięcy rosną i będą rosły nadal. I cokolwiek by tutaj nie mówić, jest to informacja koszmarna.
„Auto-Świat” podaje informacje, że właśnie w ciągu 3-4 ostatnich miesięcy samochody podrożały średnio o kilka, a może nawet kilkanaście procent. Producenci oczywiście mogą to robić… Teoretycznie mogą już teraz podnieść ceny tak, jak im się podoba, bo już zapowiadają, że w przyszłym roku podwyżki nowych aut mają sięgnąć 25%. Tak czy inaczej – z jednej strony musisz dać więcej, z drugiej masz świadomość, że w przyszłym roku będzie jeszcze drożej. To sytuacja patowa.
Podwyżki cen to w sumie logiczna, naturalna kolej rzeczy. Wszystko to jest spowodowane kryzysem w branży motoryzacyjnej. Jak pisze „Auto-Świat” – wyprzedaży rocznika nie będzie, bo nie ma czego wyprzedawać. Wiele fabryk stoi, inne też powoli ku temu zmierzają. Brak półprzewodników i ogromne opóźnienia w dostawach części sprawiają, że nie ma sensu produkować nowych aut. To znaczy wielu producentów i tak to robiło, ale auta były niekompletne i trafiały na parkingi.
Te ceny są koszmarne…
Krótko mówiąc, producenci nie mają już czego sprzedawać. Z jednej strony mają mnóstwo wyprodukowanych aut, z drugiej – jak pisałem przed momentem – są one niekompletne i zalewają tylko parkingi. Zamawiając swój nowy samochód w tym momencie każdy musi mieć świadomość tego, że odbierze go za kilka, kilkanaście miesięcy. Nie ma czegoś takiego, że wchodzisz do salonu i od ręki masz gotowy, czekający na ciebie samochód…
Inna kwestia to to, kto tak naprawdę chodzi teraz do salonów kupować samochody. Kilka miesięcy temu robiłem takie zestawienie najtańszych modeli najbardziej popularnych producentów. Przykre jest to, że praktycznie wszędzie ceny zaczynają się od 50 tysięcy złotych. Rozumiecie – za jakieś małe auto, ze śmieszną mocą, praktycznie bez wyposażenia. Te same małe auta, ale z większym silnikiem i normalnym, rozsądnym wyposażeniem, to już 60, albo 70 tysięcy. Przypominam – za małe, miejskie auto.
Już teraz zapowiadane są kolejne wzrosty cen – nawet o 25%. Rozumiem, że w tym wypadku nowe auto z salonu nie będzie już kosztowało minimum 50 tysięcy za najbardziej podstawową wersję, tylko 60, albo 65 tysięcy. Dla mnie te ceny są po prostu chore. Cieszą się tylko producenci aut elektrycznych i całe to lobby. Faktycznie, za niedługo auta elektryczne będą kosztować tyle, co auta spalinowe.