A1 Częstochowa – Bełchatów. Czy to najgorsza droga w Polsce? Dożyjemy ukończenia tej budowy? [FELIETON]

Autostrada A1. Odcinek Częstochowa – Bełchatów. Chyba każdy kierowca w Polsce kojarzy ten koszmar. Droga rozkopana, jedna wielka budowa i jazda w korku. To norma w tamtym miejscu. Czy to najgorszy odcinek w naszym kraju?

A1 Częstochowa – Bełchatów. Czy to najgorsza droga w Polsce? Dożyjemy ukończenia tej budowy? [FELIETON]
Podaj dalej

Jeśli jesteś mieszkańcem województwa śląskiego, jesteś skazany na A1. Jeśli planujesz jechać na północ, musisz uzbroić się w cierpliwość. Czy to wyprawa do Łodzi, Torunia, Bydgoszczy, nad morze, na Mazury, czy do Warszawy. Jadąc z południa prawie na pewno zostaniesz skierowany na A1. I na jej słynny odcinek CzęstochowaBełchatów.

GDDKiA twierdzi, że do końca 2020 roku w obie strony kierowcy będą mogli podróżować dwoma pasami. Na rok 2022 zaplanowano zakończenie budowy A1. Wtedy wszyscy będziemy mogli podróżować w jedną stronę aż trzema pasami.

A1 Częstochowa. Kiedy koniec budowy?

W całą budowę zamieszanych jest kilka firm. Jedna robi jeden odcinek, druga kolejny itd. Jak to w Polsce bywa – najpierw byli jedni wykonawcy, wycofali się, pojawili się kolejni itd. Oczywiście wszyscy twierdzą, że praca przebiega zgodnie z planem. Że wszystko jest w porządku i przy drodze codziennie pracują setki osób, setki jednostek sprzętu.

https://wrc.net.pl/kw-potworny-wypadek-na-a1-za-czestochowa-samochod-doslownie-wystrzelil-w-powietrze-wideo

Jak jest w rzeczywistości? Na północ ze Śląska sam muszę jeździć… powiedzmy mniej, lub bardziej regularnie, ale kilka razy w roku. Taki okres w moim życiu tak naprawdę rozpoczął się w maju 2018 roku, kiedy pierwszy raz wybrałem się na żużlowe Grand Prix do Warszawy. Jakie są moje wnioski na temat budowy A1?

Moje wnioski są takie, że nie zauważam tam wielkich zmian. One na pewno są, przecież coś musi się tam dziać. Ale są to zmiany tak niewielkie, że ja nie jestem w stanie ich dostrzec. Prawda jest taka, że ponad 2 lata temu była to jedna wielka budowa i jest tak do teraz. Do teraz jazda odcinkiem Częstochowa – Bełchatów to męka.

Czasem mamy szczęście, bo jadąc tam trafiamy w dobry moment. Wtedy ruch jest w miarę płynny. Jedziemy gęsiego, jeden za drugim, 70 km/h… ale jedziemy. To jest jeszcze do zniesienia. Chociaż po kilkudziesięciu minutach patrzenia w tył ciężarówki chce się już spać, ale OK, nie ma tragedii. Ale zdarzają się momenty, że ta budowa stoi. Stoisz za setkami innych aut i ciężarówek. Co 2 minuty podjedziesz 50 metrów do przodu… i tak dalej.

Doczekamy się normalnych dróg?

Wiadomo, mądrale od razu powiedzą, że są jakieś objazdy. No tak, są. I przynajmniej połowa, jeśli nie 75% przejazdów tego odcinka kończy się na takim objeździe. I wtedy jedziesz gdzieś lokalnymi drogami, małymi miejscowościami, też w sumie nie przekraczając tych 70 km/h. Jedziesz na objazd bo nawigacja pokazuje, że trzymanie się A1 oznacza minimum pół godziny stania. To trochę przykre.

Nie twierdzę, że przy tej drodze nikt nie pracuje. Nie jadę wbity twarzą w szybę i nie liczę ile osób pracuje. Ale… kurczę, bardzo często mam wrażenie, że tych pracujących jest tam za mało. Grupka 6 facetów przy koparce, 10 kilometrów dalej dwóch gości z łopatami, 10 kilometrów dalej mężczyzna jeździ koparką itd. Bardzo doceniam pracę tych wszystkich ludzi – nie zrozumcie mnie źle. Nie znam się na budowie dróg, nie mam o tym pojęcia. Ale dla przeciętnego Kowalskiego wygląda to po prostu słabo. Wygląda to dokładnie tak, jak w najgorszych stereotypach.

Takich odcinków w naszym kraju są dziesiątki, może setki. Mieszkam w Beskidzie Śląskim, niedaleko Wisły. To miasto w ostatnim czasie jest istnym koszmarem. Całe rozkopane, światła, kierowanie ruchem, a weekend to totalny horror. Cały czas korek a prace też – jakby nie posuwają się w ogóle do przodu. Czas budowy? Minimum trzy lata.

W Bielsku-Białej jest słynny zakręt idiotów. To ostry zakręt na drodze ekspresowej, który w przyszłości ma być częścią węzła drogi prowadzącej do Krakowa. Ale o tym rozwiązaniu mówi się już od lat, a na miejscu nie trwają żadne prace. Nikt nawet nie wbił tam pierwszej łopaty. To są tylko przykłady. Najmniejszy remont drogi to jakieś astronomiczne kwoty i jeszcze większy czas trwania prac. Trzy lata to chyba minimum.

I tak dalej. Ciągłe budowy.

I oczywiście ciągłe przekładanie terminu finalizacji. Coś miało się zakończyć w 2020 roku, ale data została przesunięta na 2022 itd. Bo zmienił się wykonawca, bo jeden zrobił to, a drugi tamto, a trzeci się wycofał. Przecież to norma. Jadąc ostatnio słynnym odcinkiem A1 śmialiśmy się z narzeczoną, czy my w ogóle dożyjemy końca tych wszystkich prac. Naście lat temu popularne było stwierdzenie, że Polska jest w budowie. Ale nic się nie zmieniło. Nadal to jedna wielka budowa. A kiedy po pięciu, czy dziesięciu latach w końcu powstaje nowa droga, a kolejne rządy chwalą się, bo otwierają nowy odcinek o długości 25 kilometrów, do roboty jest już dziesięć kolejnych dróg.

A my? No cóż, możemy sobie tylko narzekać. Przecież nie mamy na to żadnego realnego wpływu. Powiedzmy tylko, że w Chinach do 1989 roku istniało 147 kilometrów autostrad. Po 1998, po kryzysie, postanowiono wziąć się za temat. Jak podaje „Polityka”, 10 lat później było już ponad 60 tysięcy kilometrów autostrad. Do końca 2020 roku ma ich być 85 tysięcy.

Rozumiecie ten poziom abstrakcji? Budowa 100 kilometrów autostrady A1 rozplanowana jest na 4 lata, a tak naprawdę nie wiadomo, kiedy się skończy. We wspomnianych przed momentem Chinach w okres 10 lat buduje się 25 tysięcy kilometrów autostrad. Ale no cóż. Nie porównujmy, bo to trochę tak, jakby porównywać polskie kluby piłkarskie z Realem Madryt, Barceloną, Juventusem i Bayernem Monachium… jakkolwiek nie przekłamywać rzeczywistości, to nie ta liga.

Tymczasem, życzę wam przede wszystkim cierpliwości!

Przeczytaj również