Zespół z Grove sezon 2018 miał fatalny zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym oraz wizerunkowym. Zatrudnienie Russella i Kubicy polepszy ten ostatni aspekt i na pewno pozytywnie wpłynie na finanse. Cały czas pozostaje jednak jedno pytanie, jak będzie na torze?
Debiutujący weteran
Robert Kubica przejechał do tej pory 76 wyścigów, 12 razy stawał na podium, raz wygrał. W porównaniu ze swoim zespołowym partnerem wygląda jak profesor przy uczniaku. Ale dla niego starty w 2019 roku też będą czymś nowym. Okres ośmiu lat w tak dynamicznie rozwijającej się dyscyplinie jak Formuła 1 to cała wieczność. Kubica przez 4 sezony podczas swoich startów w BMW i Renault występował w zupełnie innych okolicznościach. Zmienili się rywale, pojawiły się nowe tory, zmodyfikowano przepisy, a technologia cały czas brnęła do przodu. Po przerwie spowodowanej koszmarną kontuzją Kubica będzie musiał zmierzyć się z zupełnie nowymi wyzwaniami.
Przede wszystkim nowe tory. Nowością dla Polaka będą występy w Rosji, Meksyku i Stanach Zjednoczonych. W Soczi pierwszy wyścig został rozegrany w 2014 roku, natomiast rok później najbardziej prestiżowa seria motorsportu wróciła po 13 latach do stolicy Meksyku, na tor braci Rodriguez. Krakowianin nie ścigał się także w USA. W 2007 roku rozegrano ostatni wyścig w Indianapolis, jednak zabrakło w nim Kubicy, który nie dostał zgody na występ po potężnym wypadku w Kanadzie. Formuła 1 powróciła do tego kraju w 2012 roku. Od tamtej pory zawody organizuje Austin w Teksasie. Nowością dla Polaka będą też bolidy. Oczywiście krakowianin przez rok spędzony w Williamsie w roli kierowcy rozwojowego i testowego doskonale zapoznał się z aktualną specyfikacją samochodu, jednak warto przypomnieć sobie o tym, jak te pojazdy zmieniły się od czasu, kiedy 9 lat temu prowadził je Kubica.
Różnice w budowie trudno nawet zliczyć. Robert przed wypadkiem ścigał się dużo zwrotniejszymi pojazdami niż obecnie. Stały się one cięższe i szersze, poszerzono również opony. Podczas jego pierwszej przygody z F1 ogumienie dostarczane było przez firmę Bridgestone. Obecnie kierowcy korzystają z opon Pirelli. Duże zmiany zaszły przede wszystkim pod maską. Zamiast klasycznych, wolnossących V8 o pojemności 2,4 litra pojawiły się hybrydowe, turbodoładowane V6 wspierane przez silnik elektryczny. Pojemność? Zaledwie 1.6 litra. Zmieniło się wiele, jednak nikt chyba nie ma wątpliwości, że dla tak genialnego kierowcy jak Robert Kubica zaadoptowanie się do tych wszystkich zmian nastąpi błyskawicznie. O ile już to nie nastąpiło.
Na koniec tego rozdziału mała ciekawostka. Ilu znajomych z toru spotka największa nadzieja Williamsa? Zaledwie pięciu. Poza Raikkonenem Kubica znów będzie rywalizował z Sebastianem Vettelem i Lewisem Hamiltonem, którzy zdominowali lata nieobecności Polaka w F1. W latach 2010-2013 poza konkurencją był Niemiec, który startował w doskonałej konstrukcji Red Bulla, potem rozpoczęły się złote czasy Mercedesa i Hamiltona. Brytyjczyka pokonał tylko Nico Rosberg w 2016 roku. Przez sezon 2010 Kubica rywalizował z Nico Huelkenbergiem, a przez część 2009 roku – z Romainem Grosjeanem. Przyszłoroczna „reszta” stawki również nie znalazła się w F1 przez przypadek. Najbardziej sezon ubarwić może Charles Leclerc. 21-letni kierowca z Monako dostanie do okiełznania najszybszego konia ze stajni Ferrari i na pewno nie skupi się jedynie na zabezpieczaniu tyłów Sebastianowi Vettelowi. Leclerc już podczas tegorocznych kwalifikacji na Interlagos pokazał, że nie poddaje się nigdy, nawet kiedy warunki pogodowe działają na jego niekorzyść.
Kolejnym zawodnikiem o którym warto wspomnieć jest rówieśnik Leclerca, Max Verstappen. Holender ma w swoim CV już cztery zwycięstwa i jeśli Honda dostarczy Red Bullowi konkurencyjny silnik, to Verstappen z pewnością będzie chciał włączyć się do batalii o mistrzostwo świata. Nie można zapomnieć również o Danielu Ricciardo, który związał się z Renault oraz partnerującym mu we francuskim zespole Nico Hulkenbergu. Przed Kubicą naprawdę bardzo ciężkie zadanie, ale zanim Polak zacznie realnie myśleć o nawiązaniu jakiejkolwiek walki potrzebna jest jedna, bardzo ważna rzecz…
Tunel aerodynamiczny nieprawdę ci powie
To właśnie tutaj zaczęła się gehenna Williamsa. Pozwólcie, że opowiem Wam, jak to właściwie działa. Tunel aerodynamiczny to proste narzędzie, które ma udowodnić pomysły i założenia inżynierów. Nic konkretnego w nim nie widać. Trzeba jedynie uwierzyć w to, że dane z tunelu oddają jak najlepiej rzeczywistość. W tunelu aerodynamicznym można sprawdzić pojazd na wiele sposobów. Można dokonać oceny nieporuszającej się maszyny, można też dokonać symulacji z wykorzystaniem różnych prędkości. Zespoły sięgają po taką opcję, bo dzięki temu mogą sprawdzić jak bolid zachowuje się podczas hamowania, jak reaguje przy pełnej prędkości, czy wybrany pakiet aerodynamiczny przynosi korzyści. Jak to sprawdzić? Najłatwiej jest zbudować model, naszpikować go czujnikami i zacząć dmuchać w niego ogromnym śmigłem.
Przed sezonem ekipa z Grove z dumą przedstawiła model FW41, który miał czerpać z najlepszych rozwiązań Ferrari i Mercedesa. Był to pierwszy samochód, nad którym w pełni pracował Paddy Lowe. Po 4 wyścigach sezonu wiedzieliśmy już, że Williams to największy przegrany sezonu. Niedługo później kierownictwo ekipy z bazą w Grove zdradziło, że kłopotem w najnowszym modelu jest aerodynamika. Sytuacja była na tyle złożona, że problemu nie dało się rozwiązać nawet w tunelu aerodynamicznym.
– Tracimy docisk na dyfuzor. Ten problem był już w zeszłym roku i irytujące jest, że teraz stał się dużo większy. Stąd nasza strata do innych. Tracimy przyczepność, a kierowcy nie mają zaufania do bolidu – mówił w maju poirytowany Alex Wurz, doradca Williamsa.
Później skala problemu zamiast maleć, zaczęła rosnąć. Z Williamsa powoli odchodzili ważni pracownicy i czołowi inżynierowie. Z końcem sezonu pracę w Williamsie zakończył Rob Smedley, który przeszedł do Williamsa z Ferrari w 2014 roku, by pomóc zespołowi powrócić do dawnej świetności. Wcześniej najsłabszy zespół mijającego roku opuścili Dirk de Beer, który odpowiadał za aerodynamikę, oraz Ed Wood, szef projektantów. Kiedy ryba zaczęła psuć się od głowy, Claire Williams uderzyła pięścią w stół.
Reset zespołu
Rozkład zespołu zaczął się od wewnątrz – bez pomocy rywali. Odejście dwóch kluczowych osób spowodowało rozłam na podstawowych stanowiskach kierowniczych. Sytuację ktoś musiał uporządkować a ciężar ten wzięła na swoje barki Claire Williams, ukochana córka założyciela zespołu, którą ojciec darzy zaufaniem absolutnym.
Claire Williams, Williams Racing: Postaramy się wewnętrznie odbudować zespół, to nie jest dziełem chwili. Jeśli podejmujesz pośpieszne decyzje, możesz pogłębić błędy i popełnić następne. Musimy upewnić się, że właściwie analizujemy każdą dziedzinę, ludzi, zasoby, struktury, procesy. Aktualnie podejmujemy decyzje z dala od osób postronnych. Wszystko musi być oparte na danych.
Wielu osób w padoku przewiduje chude lata i finalnie całkowity upadek bardzo zasłużonego niegdyś zespołu. Mimo aktualnie dalej bardzo trudnej sytuacji, Claire Williams jest przekonana, że reset pomoże odbić się od dna, ale równocześnie sugeruje, że cały proces może potrwać dłużej, niż wszystkim się wydaje.
Claire Williams, Williams Racing: Szukanie winnych w takich sytuacjach jest najgorszym błędem, jaki można popełnić. Musimy usiąść i zacząć analizować wszystkie obszary w poszukiwaniu naszych słabości. Teraz przechodzimy właśnie przez ten proces, odkryliśmy po drodze kilka innych obszarów, w których też są problemy. Z tego punktu widzenia, było to dla nas pozytywne zderzenie z rzeczywistością. Umożliwiło nam to rozpoczęcie od zera i posuwanie się dalej we właściwym kierunku. To będzie powolny proces, ponieważ jest to wielka maszyna, którą próbujemy naprawić, więc musimy przejść przez to metodycznie. Jeśli to wszystko zrobimy, będziemy mogli skręcić we właściwy zakręt i powrócimy na właściwy kierunek.
Claire i jej ludzie nie tracą woli walki, mimo że zespół jest obecnie w najtrudniejszym położeniu od wielu lat. Ekipa z Grove dysponuje rocznym budżetem blisko pół miliarda złotych. To ogrom pieniędzy, ale najbogatsi rywale mają dwa, jeśli nie nawet trzy razy tyle. Nie oszukujmy się, budżet wniesiony przez Orlen nie zmieni drastycznie kondycji zespołu.
Nie należy jednak zapominać o tym, że Williams cały czas potrafi konstruować szybkie samochody i ma do tego celu wszystkie niezbędne narzędzia. Problemem pozostają słabe morale zespołu, oraz luki na najważniejszych stanowiskach. Sprawy nie ułatwia również uciekający czas. Czy zatem sprawę będzie musiał załatwić talent polskiego kierowcy? O tym przekonamy się już na wiosnę 2019 roku, gdy Williams rozpocznie czterdziesty drugi rok swojej fascynującej historii, a za kierownicą jednego z bolidów zasiądzie niemniej fascynujący kierowca, którego geniusz, doświadczenie i gigantyczna wola walki o najwyższe cele są ostatnią nadzieją legendarnego teamu.