Pisaliśmy o tym, że koncern Stellantis obawia się załamania na rynku motoryzacyjnym z powodu wysokich cen samochodów elektrycznych i z czasem braku alternatywy, jeśli chcemy mieć nowy pojazd, prosto z salonu. Okazuje się, że troska o ekologię i dopasowanie do europejskich standardów pozwala jednocześnie rozwijać tradycyjne konstrukcje, które trafią do amerykańskiego klienta.
Amerykanie lubią benzynę
Gdy w Europie na horyzoncie widać zbliżające się zmiany w pojmowaniu transportu, to w Stanach Zjednoczonych ciągle króluje benzyna. Oczywiście jest ona dużo droższa niż jeszcze rok, czy dwa lata temu, jednak dużo trudniej jest zmienić przyzwyczajenia amerykańskiego kierowcy. Za oceanem ludzie również potrafią liczyć pieniądze, jednak cała infrastruktura zbudowana jest pod przemieszczanie się samochodem. Dlatego mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wybierają mniejsze silniki benzynowe, ale nadal cieszą się oni z jazdy spalinówkami i zapewne przez długi czas tak będzie.
Każdy rynek ma swoje uwarunkowania
Czasami możemy zapomnieć, że Stary Kontynent już dawno przestał być centrum świata, które wyznacza kierunek innym narodom. Widać to bardzo dobrze na podstawie rynku motoryzacyjnego, gdzie pewna grupa koncernów samochodowych w Europie prowadzi marginalną sprzedaż względem całego koszyka dochodów. Stąd w zupełności naturalne jest, że w Chinach, Indiach, USA i w Afryce popularnością cieszą się zupełnie inne modele lub wersje wyposażenia od tych oferowanych w Europie.
Stellantis stawia na rozwój
Gdy pod jedną wspólną nazwą znajduje się wiele, skrajnie odmiennych marek samochodowych, trzeba umieć się dostosować. Dlatego w Stanach Zjednoczonych, głównie w Trenton w stanie Michigan ruszy produkcja silnika benzynowego o pojemności 3.6 litra w układzie V6, który trafi pod maski samochodów Chrysler, Dodge, Jeep i RAM. Produkcja ma ruszyć wiosną 2023 roku. Pozostaje jedynie smutek, że polski rynek cen paliw oraz unijnych regulacji mocno ogranicza korzystanie z takich ciekawych jednostek napędowych.