„Zielone Piekło”, bo tak zwykło się nazywać długą pętlę toru Nurburgring, jest idealnym miejscem dla entuzjastów. Mogą oni porównywać okrążenia konkretnych samochodów i obrzucać się błotem w komentarzach w social mediach.
A co z producentami? To zależy, kogo zapytasz o zdanie. W najnowszym magazynie Autocar szef technologii Volkwagena, Matthias Rabe, rzucił cień na kultowy obiekt.
Rabe uważa, że reputacja toru jest mocno przesadzona.
– To nie sam tor Nurburgring, lecz wybór najlepszej równowagi zarówno na torze, jak i na pięknych drogach publicznych wokół – powiedział.
Dodał też, że Volskwagen opracował nowego Golfa GTI aby był przyjemny zarówno na torze, jak i w drodze do domu.
No dobrze, ale ilu klientów, którzy zdecydują się na Golfa GTI zabiorą go na tor? 1%? 2%? Co więcej, czasy porównywane przez entuzjastów w Internecie również są jedną wielką bzdurą. Producenci często żyłują swoje maszyny do granic możliwości, a na felgi trafiają wyczynowe opony. Nie mówiąc już o tym, że za kierownicą często zasiadają profesjonalni kierowcy wyścigowi.
Volkswagen jedno mówi, drugie robi
Jednakże, jeszcze cztery lata temu Volkswagen miał zdecydowanie inne zdanie na temat Nurbugring. Właśnie wtedy firma wzięła Golfa GTI Clubsport S, aby pobić swój własny rekord produkcyjnego samochodu z napędem na przednie koła. Ukończył okrążenie z czasem 7 minut i 47,19 sekund.
Choć Rabe może nie szanować Nurburgringu, wielu producentów wciąż to robi. Firmy z całego świata przybywają właśnie tutaj, aby testować i rozwijać nowe technologie. Volkswagen też to robi. Jest to jednak o tyle niezrozumiałe, że tylko niewielka garstka kierowców będzie używać swoich samochodów w ten sposób. Nie mówiąc już o porównywaniu czasów okrążeń konkretnych pojazdów, które często osiągane są w różnych warunkach atmosferycznych, na innych oponach i ustawieniach.