Samochody elektryczne nie mają żadnej przyszłości?
Pakiet akumulatorów o pojemności 80 kWh odpowiada 20-litrowemu zbiornikowi oleju napędowego. Na 20 litrach Diesla można pokonać całkiem niezłą trasę, a cięższym elektrykiem może być problem. Im większe będą akumulatory, tym cięższe. A to oznacza większe zapotrzebowanie na moc i jeszcze więcej energii. I koło się zamyka. A jeśli nie będziesz ostrożny skończysz jak Hummer, którego autorzy włożyli do samochodu akumulatory ważące łącznie 1325 kilogramów. To równowartość… 55-litrowego zbiornika paliwa.
Te problemy widzi także niemiecki gigant. Skoro samochody elektryczne są wątpliwe, to ciężarówki czy traktory to już absolutny nonsens. Niemcom zajęło to 6 lat, ale lepiej późno niż wcale. Zdaniem Boscha ogniwa paliwowe lepiej sprawdzą się w transporcie ciężarowym.
A zatem im większa pojemność, tym niższy samochód, mniej energii do zużycia na transport. Traktory zasilane akumulatorami potrzebują bardzo dużych i ciężkich akumulatorów. Więc są skrajnym nonsensem. Bo mogą je mieć tylko kosztem zdolności przewozowych.
Niemcy przestawiają się na ogniwa paliwowe
Jednakże, w 2017 roku Bosch pomyślał, że to przyszłość i zaczął opracowywać ciągniki akumulatorowe. Teraz jednak zmienili zdanie i po 6 latach zmieniają kierunek. Nie widzą przyszłości w tym rozwiązaniu i do 2026 roku zamierzają zainwestować 2,5 miliarda euro w inne rozwiązanie – samochody ciężarowe z ogniwami paliwowymi.
To wciąż dosyć problematyczne rozwiązanie, ale wciąż oznacza lepszą użyteczność. M. in. dlatego że wodór można uzupełniać jak benzynę czy olej napędowy. Obok e-paliw to wciąż wydaje się być nonsensem, bo te mogą pomóc ciężarówkom zupełnie eliminując emisje CO2 generowane przez paliwa kopalne. Ale to po prostu silniki spalinowe nie są dziś „fajne”.
Niemcy stawiają zatem na ogniwa paliwowe i wierzą, że ich system będzie działał zarówno w największych traktorach, jak i tych o mniejszej masie. Firma testuje już zaprojektowany w ten sposób prototyp Volkswagena e-Crafter. Jak już wskazaliśmy, w porównaniu z klasycznymi samochodami elektrycznymi, główną zaletą jest pompowanie wodoru, które zajmuje mniej niż 10 minut. A auto nie jest obciążone tonami baterii, niezależnie od ich poziomu naładowania.
Wodór ma większy sens, a dla Boscha ważne jest też brak potrzeby stosowania tak dużej ilości metali rzadkich. A te w ostatnich latach stały się zbyt niedostępne. Z drugiej strony produkcja wodoru nie jest i nie może być bardzo wydajna, podobnie jak jego magazynowanie. Samo paliwo nie jest do końca tanie, ale Bosch przewiduje, że do 2030 roku jeden kilogram będzie kosztował około 20 złotych, czyli jedną trzecią w porównaniu z obecnymi.