Ten luksusowy sedan jest dziś śmiesznie tani
Powodów by chcieć dużego, luksusowego sedana, mogą być setki. Tym bardziej, że ten koreański Mercedes kosztuje mniej, niż podstawowa Skoda Octavia. Ale czy samochód faktycznie jest wart tych pieniędzy? Czy warto kupić go nawet za tak niską cenę? Odpowiadamy.
Genesis nie ma rewelacyjnych wyników sprzedażowych w Europie. Marka została stworzona przez Hyundaia aby rzucić rękawice takim producentom jak Audi, BMW, czy Mercedes. Ale po dwóch latach od wejścia na europejski rynek – jednym słowem – szału ni ma.
W tym roku Koreańczycy sprzedali w Europie tylko 1349 samochodów. BMW sprzedaje tyle samochodów w około 5 dni i to tylko Serii 3. Istnieje wiele powodów, od szerszego niedoświadczonego wizerunku prestiżu po naturalny opór typowej klienteli podobnych samochodów wobec wszystkiego, co nowe. Ale z tym wszystkim można sobie poradzić. Bardzo źle potraktowany jest koszt zakupu takich samochodów.
Spadek wartości jest brutalny
Kupowanie takiego samochodu jako nowy jest swego rodzaju ekonomicznym samobójem. Nie chodzi wcale o cenę zakupu, bo one też mogą być atrakcyjne. Ze względu na minimalne zainteresowanie na rynku wtórnym, spadek wartości jest brutalny. Pokazuje to ten konkretny egzemplarz Genesis G80.
To wciąż aktualna generacja sedana na pograniczu wyższej klasy średniej i wyższej. Czyli to taki Mercedes E i S w jednym. W przestylizowanej formie jest już sprzedawany jako Genesis G90 w Europie, a sprzed liftingu był dostępny tylko w USA czy innych krajach spoza UE.
Ten egzemplarz dostępny na sprzedaż w Czechach ma 4 lata i zaledwie 33 450 kilometrów przebiegu. Jest wystawiony za 110 000 zł, co wygląda jak żart. To ogromny samochód ze świetnym wyposażeniem i silnikiem 3.8 V6 o mocy 316 KM i napędem na cztery koła. Dziś odpowiednik takiego samochodu kosztuje ponad 350 000 zł. A tutaj mamy mało używany egzemplarz za 1/3 tej kwoty.
Czy to super okazja? To zależy od kolejnego spadku wartości, ale ten przypadek pokazuje, dlaczego ludzie nie kupują Genesisa. Mercedes czy BMW nie ma tak brutalnych spadków wartości. W zaledwie 4 lata ktoś stracił na tym samochodzie ponad 200 000 złotych. To odpowiednik 8 złotych za każdy przejechany kilometr.