Diesel? To pikuś
Od miesięcy producenci samochodów walczą z globalnym niedoborem komputerowych chipów. Są one instalowane w każdym samochodzie i przy ich braku, nawet zakaz silników typu Diesel wydaje się być błahostką. To spowalnia produkcję nowych samochodów, co z kolei rzutuje na ceny… używanych.
Benzyna czy Diesel z drugiej ręki jeszcze nigdy nie były tak drogie, a sami handlarze przyznają, że powoli nie opłaca się sprowadzać samochodów z Niemiec. Najgorsze jest to, że problem z niedoborem komponentów do produkcji chipów nie skończy się za miesiąc, ani nawet za dwa.
Niestety, ale to jeszcze nie wszystko. Eksperci ostrzegają, że na rynku motoryzacyjnym szykują się kolejne braki, tym razem związane z gumą. Światowe dostawy gumy są na wyczerpaniu, a to po części z powodu zwiększonego zapotrzebowania na gumowe rękawice, czy taśmy klejące podczas pandemii.
Bez opon nie ma jazdy
Wiodącymi producentami kauczuku są Wietnam i Tajlandia, a z powodu panujących tam susz, powodzi i chorób, ucierpiała podaż.
Jak zauważa Bloomberg, na domiar złego Chiny rozpoczęły w zeszłym roku gwałtowny zakup kauczuku, aby zwiększyć swoje krajowe zapasy. USA nie poszły tymi śladami. W lutym ceny kauczuku naturalnego osiągnęły najwyższy od czterech lat poziom 2 dolarów za kilogram, a były dyrektor generalny firmy Halycon Agri Corp, Robert Meyer, uważa, że ceny mogą osiągnąć 5 dolarów za kilogram w ciągu najbliższych pięciu lat.
Prognozy są… nieciekawe
– Problemy z dostawami, które teraz obserwujemy, mają charakter strukturalny. Niestety, ale to się szybko nie zmieni – powiedział Robert Meyer.
Niedobór kauczuku na światowym rynku potwierdziły już Ford i Stellantis. Co prawda jeszcze nie odczuli jego wpływu, ale giganci już dzisiaj martwią się o niedobór surowca.
– To jak papier toaletowy na początku kryzysu COVID – mówi szef firmy konsultingowej – Jeśli uda ci się dostać w swoje ręce trochę plastiku lub gumy, zamawiasz więcej, niż potrzebujesz. Nie wiesz, kiedy uda ci się złożyć kolejne zamówienie.